(Waldemar Piasec
Heroiczna postać Polskiego Podziemia i emisariusz ludzkiej waleczności, Jan Karski przynosi zaszczyt wszystkim tym, którzy... honorują jego wojenną batalię o wolność.
Narodowa Rada do spraw Holocaustu, której przewodniczyłem, z woli prezydenta Stanów Zjednoczonych, organizowała w 1981 roku międzynarodową konferencję wyzwolicieli obozów obozów koncentracyjnych. Zaprosiliśmy generałów, oficerów i prostych żołnierzy reprezentujących siły alianckie.
Podczas wczesnej fazy dyskusji, kogo bezwzględnie należy zaprosić, zauważyłem, że zapomnieliśmy o postaci, która mogłaby opowiedzieć o roli, jaką odegrały lokalne ruchy oporu w okupowanych krajach, w otwieraniu bram obozowych.
"Chciałbym, abyśmy mieli na naszej konferencji kogoś takiego, jak Jan Karski. Niestety, on już nie żyje” – powiedziałem. "Ależ on żyje! Byłem jego studentem w Georgetown University” – przerwał mi energicznie jeden ze współpracowników.
Zadzwoniłem do Karskiego. Chciałem, aby po latach znów złożył swój raport z tego, czego był naocznym świadkiem. Za-akceptował moje zaproszenie nie bez oporów i wahania. "Jak długo mam mówić?” – zapytał wreszcie. "Ile czasu Pan potrzebuje?” – niby pytałem, ale właściwie dawałem wolną rękę. "Potrzeba mi 28 minut” – odparł natychmiast.
Zaskoczył mnie szybkością i precyzją odpowiedzi. Wystąpienia pozostałych uczestników miały być sporo krótsze, ale to nie miało już znaczenia. "Skąd pewność, że nie będzie Pan potrzebował nieco więcej czasu?” – pytałem zaintrygowany. "Jestem polskim oficerem” "Kiedy mówię, że 28 minut, to będzie 28 minut” – usłyszałem.
Było jak powiedział.
Przypomniał swoje spotkania z sędzią sądu najwyższego USA Feliksem Frankfurterem i prezydentem Rooseveltem w Gabinecie Owalnym Białego Domu. Jego pamięć była zdumiewająco bogata. Był precyzyjny w każdym słowie i szczególe.
Potem spotykaliśmy się mnóstwo razy. Nigdy nie zapominał podziękować - za jak to określał - "reanimowanie” go.
Przesadzał? Z upływem lat był niemal zapomniany.
Z własnego wyboru. Jego wojenny bestseller "Story of a Secret State” od dawna był wyczerpany, a on nie robił nic, aby o sobie przypominać.
Teraz, nagle, znów stał się rozpoznawalny, aktywny, zapraszany przez środowiska akademickie i instytucje zajmujące się upamiętnianiem czasu wojny. Historia na powrót się o niego upomniała.
Nie ma wątpliwości: gdyby było więcej Janów Karskich, byłoby mniej ofiar Hitlera.
Jak większość ludzkich wielkości, Karski był unikalny. Unikalny w swej odwadze i – unikalnie samotny.
Od redakcji:
Jak wiadomo, Towarzystwo Jana Karskiego i Aleksander Kwaśniewski optowali za tym, aby Prezydencki Medal Wolności przyjmował w imieniu bohatera, jego przyjaciel noblista Elie Wiesel. Niestety, tak się nie stało...