Dwóch stolarzy i fryzjer działało w szajce, która uczyniła sobie źródło zarobku z napadów na plebanie w woj. mazowieckim - podaje portal tvp.info.
Jak ustalił portal tvp.info, w ciągu czterech miesięcy szajka napadła na siedmiu duchownych, dokonała ośmiu włamań na plebanie oraz czterech ataków na szkoły i przedszkola oraz jednego na pocztę.
W sprawie brutalnej szajki do sądu trafił właśnie akt oskarżenia, a wszyscy bandyci chcą się dobrowolnie poddać karze.
31-letni Maciej D., który pierwszy przerwał zmowę milczenia po zatrzymaniu, zaproponował dla siebie karę 5 lat więzienia. Jego dwaj kompani: 26-letni Krzysztof S. i 30-letni Dariusz G. gotowi są spędzić w więzieniu po osiem i pół roku.
Według informacji tvp.info, prokuratura przychyli się raczej do tych wniosków. Nie wiadomo jednak czy zgodzą się na to pokrzywdzeni, których bandyci nie oszczędzali podczas napadów.
Trudno powiedzieć, który z członków szajki wpadł na pomysł, aby napadać na plebanie. Pewne jest, ze Maciej D. w czerwcu 2009 r. wyszedł z więzienia. Szybko zaczęło brakować mu pieniędzy i skrzyknął się z kolegami z dzielnicy.
Pierwszym skokiem grupy, o którym wiadomo, było włamanie w nocy z 22 sierpnia 2010 r. na plebanię w Siennicy (woj. mazowieckie). Mężczyźni dostali się do budynku wyłamując okienko w drzwiach i forsując zamek. To miał być później ich ulubiony sposób dostawania się do plebanii podczas napadów na duchownych. Już pierwszy skok był udany, bo przyniósł przestępcom 35 tys. zł w gotówce, którą znaleźli ukrytą w łóżku. Na odchodne bandyci zadowolili się jeszcze złotym sygnetem proboszcza.
Niespełna dzień później szajka włamała się na pocztę w Grodzisku Mazowieckim. Łupem bandytów padło wówczas ponad 10 tys. zł i karty telefoniczne warte kolejne 14 tys. zł. Najwyraźniej suma nie zadowoliła przestępców, bo już tydzień później próbowali włamać się do kolejnej plebanii.
– Szybko tracili ukradzione pieniądze, wydając je na alkohol, narkotyki czy zabawy z panienkami. To byli tacy bandyci z krwi i kości. Bez finezji, tylko z wyraźną rządzą szybkiego zysku – opowiada jeden ze śledczych.
Rozochoceni sukcesami, bandyci zaczęli napadać na śpiących duchownych. Pierwszą ich ofiarą był proboszcz z Glinianki koło Otwocka. W nocy z 2 na 3 września 2010 r. zamaskowani napastnicy wpadli na plebanię i obezwładnili śpiącego duchownego.
Bijąc i grożąc śmiercią, kazali proboszczowi wskazać miejsce ukrycia pieniędzy. Tortury trwały, co najmniej kilkanaście minut. Mimo, że ksiądz wskazał oprawcom miejsce przechowywania pieniędzy, to jednak bandyci uznali, że kłamie i zaczęli go przypalać rozgrzanym żelazkiem po plecach.
Sami przestępcy nazywali takie tortury "prasowaniem zmarszczek”. Napad na plebanię w Gliniance przyniósł im 2,5 tys. zł. Nieco ponad dwa tygodnie później zaatakowali proboszcza z Lubowidza (Mazowieckie).
Tam przypalając żelazkiem i grożąc obcięciem palców, zmusili duchownego do wydania 17 tys. zł, przeznaczonych na opłaty.
W październiku bandyci atakowali jeszcze w Rębowie koło Płocka (torturowali proboszcza i grozili jego matce, zrabowali ok. 13 tys. zł), a później w Chorzęcinie (podtapiali duchownego w wannie i zrabowali 18 tys. zł).
W listopadzie w Janowie koło Nidzicy (przypalali księdza żelazkiem i grozili wyrywaniem paznokci, ukradli ok. 1,5 tys. zł) oraz Borzęcinie, gdzie zrabowali 50 tys. zł. Ostatni napad na plebanię miał miejsce w nocy przed wigilią 2010 r. w Krynicach.
Wówczas bandyci zrabowali 25 tys. zł oraz pistolet gazowy. Za każdym razem scenariusz był ten sam: bicie, zastraszanie i tortury.
9 lutego 2011 r. policyjni antyterroryści zatrzymali całą szajkę. W czasie przesłuchań bandyci długo milczeli. W końcu udało się złamać Macieja D. Ten mając w perspektywie wyrok za napady w warunkach recydywy, zdecydował się na współpracę z prokuraturą.
Opowiedział o czteromiesięcznej działalności grupy. Dzięki temu może liczyć na nadzwyczajne złagodzenie kary. Jego kompanii widząc zgromadzony materiał dowodowy, zdecydowali się dobrowolnie poddać karze.