Dwa chińskie statki zawinęły w poniedziałek do wietnamskiego portu Vung Ang, by ewakuować chińskich robotników w związku z antychińskimi zamieszkami, do których doszło w Wietnamie w zeszłym tygodniu.
Rozruchy wybuchły po umieszczeniu przez Chiny platformy wiertniczej w rejonie Wysp Paracelskich na Morzu Południowochińskim; o te wyspy Hanoi toczy spór z Pekinem. Oba państwa spierają się również o zwierzchność nad wyspami Spratly na tym akwenie.
Doszło do starć wietnamskich demonstrantów z chińskimi robotnikami zatrudnionymi w chińskich firmach działających w Wietnamie. Gniew demonstrantów zwrócił się też przeciwko samym chińskim firmom i zakładom przemysłowym zbudowanym przez Chińczyków. Doszło do rozbijania szyb w oknach, bram a nawet murów zabudowań oraz licznych podpaleń. Ucierpiało wiele tajwańskich zakładów, które protestujący mylnie wzięli za należące do Chin.
Associated Press odnotowuje, że rząd wietnamski początkowo zezwalał na uliczne demonstracje, co jest rzadkością w tym kraju. Po kilku dniach wietnamski rząd postanowił jednak ukrócić antychińskie protesty i akty przemocy, świadom, że szkodzą one reputacji kraju jako bezpiecznego miejsca dla inwestycji zagranicznych. Od czwartku w Wietnamie panuje już spokój. Chińczycy, którzy chcą stamtąd wyjechać, nie napotykają na żadne przeszkody.
Johnathan London, ekspert ds. Wietnamu z City University w Hongkongu, zwrócił uwagę, że decydując się na wysłanie statków Pekin chce pokazać, że Chiny są ofiarą wietnamskich protestów, oraz wykreować wizerunek zdestabilizowanego Wietnamu. Zdaniem eksperta może to być sygnałem, że Chiny zdecydują się na jakąś karną operację. (PAP)