Kraśnicka Straż Miejska ma przenośny fotoradar od stycznia. Supernowoczesny i odporny na złą pogodę. Ale strażnicy wykorzystują go sporadycznie. Dotąd nie wysłali ani jednego mandatu.
- To dość delikatne urządzenie i do tej pory warunki atmosferyczne nie pozwalały na jego zastosowanie. Zaraz po świętach fotoradar wyruszy na drogi - zapewnia Zbigniew Nita, rzecznik Urzędu Miasta w Kraśniku.
Fotoradar kosztował 193 tysiące złotych. Miał strzec bezpieczeństwa i zarabiać. Założono, że do miejskiej kasy wpłynie 100 tysięcy złotych rocznie z tytułu wystawionych mandatów. Na razie nie wpłynęła ani złotówka.
- Mamy 30 dni, aby wysłać zdjęcie do osoby łamiącej przepisy - tłumaczy Nita
Tymczasem w miejscowości Biały Bór w województwie zachodniopomorskim takie samo urządzenie przynosi rocznie 4 mln.
- Strażnicy wychodzą z fotoradarem niemal codziennie. Jak tylko nie pada. Z tych 4 milionów za mandaty 40 procent idzie na pokrycie kosztów. Urządzenie się jednak bardzo przydaje - mówi Bożena Pankiewicz-Ginda, zastępca burmistrza Białego Boru.
- Urządzenie zostało zakupione w celu poprawienia bezpieczeństwa na ulicach miasta, jednak strażnicy mają również wiele innych zadań do wykonywania, nie tylko łapanie piratów drogowych - odpowiada Nita.
Tymczasem kraśniczanie wręcz żądają poskromienia kierowców-piratów. - Pędzą jak szaleni - złości się Zofia Dolecka, która mieszka przy najruchliwszej w mieście ulicy Urzędowskiej. - Jak dostaną mandat raz i drugi, to może zdejmą nogę z gazu.