Chińczycy chcą kupić Fabrykę Łożysk Tocznych w Kraśniku. Burmistrz miasta odnosi się do tych informacji z rezerwą, pracownicy są zdziwieni i zdezorientowani.
O planach Chińczyków na razie niewiele wiadomo. Prezes Zarządu ARP i prezes FŁT wracali dzisiaj samolotem z Chin i nie odbierali telefonów.
– Rozmowy o współpracy gospodarczej Agencja prowadzi od dawna – napisał w oświadczeniu zamieszonym na stronie internetowej ARP jej prezes Wojciech Dąbrowski. – Mam nadzieję, że inwestorzy z Tri-Ring Group Corporation jak najszybciej złożą wizytę w Kraśniku.
Władze Kraśnika decyzji Agencji nie przyjmują z entuzjazmem. – Czy jest to najlepsze rozwiązanie dla zakładu, który ma swoją tradycję, dobre produkty i który zatrudnia jeszcze ponad 2 tys. osób? – zastanawia się Mirosław Włodarczyk, burmistrz Kraśnika. – Myślę, że odpowiedzialność leży na osobach, które będą chciały ten zakład prywatyzować. Życzę im jak najlepiej, ale informacją o tym, że kupnem zakładu są zainteresowani Chińczycy, nie jestem zachwycony.
Zdaniem burmistrza lepszym inwestorem byłaby firma z Europy.
Przedstawiciele organizacji związkowych z kraśnickiej FŁT czekają na więcej informacji. – Nie ma co się pieklić – podkreśla Ryszard Bodziach, przewodniczący zakładowej "Solidarności”. – Wróci prezes, będziemy z nim na ten temat rozmawiać. Inwestor jest potrzebny. Poza tym każdy pracownik liczy się z tym, że Agencja nas przejęła po to, aby nas sprzedać. Nie stanie się to jednak z dnia na dzień.
– My jesteśmy odcięci od informacji na ten temat – zaznacza Krzysztof Pawłowski, przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Ruchu Ciągłego w FŁT w Kraśniku. – Zdecydowana większość załogi też o tym nic nie wie. Ludzie są zdziwieni i zdezorientowani. Teraz interesują się akcjami zakładu, które mogą dostać.
Chińczycy także w Lublinie
(jsz)