Napastnicy gonili swoją ofiarę samochodem. Uciekającego 56-latka dopadli na prywatnej posesji, gdzie chciał się schronić. Mężczyzna nie żyje.
Do dramatycznych wydarzeń doszło we wtorek w Moniakach pod Kraśnikiem. 56-letni Waldemar P. z gminy Zawichost w woj. świętokrzyskim pracował tu dorywczo przy zbiorze malin.
Napastnicy ścigali go samochodem. Według relacji świadków, zajechali mu drogę. – To wszystko trwało może 1,5 minuty. Widzieliśmy przez okno, jak od strony szkoły biegnie mężczyzna. Skręcił na teren sąsiadki. Za nim grupa mężczyzn. Co było dalej, nie wiem, bo zniknęli za domem. Ale chwilę później wsiedli do samochodu i odjechali – relacjonuje Adam Kokosz, który mieszka naprzeciwko posesji, na której leżało ciało.
Policja zatrzymała już pięciu mieszkańców gminy Urzędów w wieku od 24 do 59 lat. Byli pijani. – Mieli powyżej promila alkoholu. A jeden blisko trzy – wylicza Janusz Majewski z kraśnickiej policji. – Wczoraj byli przesłuchiwani. Policja na razie nie informuje, dlaczego doszło do dramatycznych wydarzeń.
Śmierć w Moniakach. Jakie zarzuty usłyszą zatrzymani?
– Prawdopodobnie pobicia lub pobicia ze skutkiem śmiertelnym – dodaje Janusz Majewski. Dziś również będą znane wyniki sekcji zwłok mężczyzny, która wskaże przyczynę śmierci 56-latka.
Mieszkańcy posesji, gdzie doszło do tragedii, są w szoku. – Akurat sprzątałam pokój. Była cisza i spokój. W pewnym momencie moja córka zauważyła jakichś ludzi na naszym podwórku. Krzyczeli. Pomyślałam, że są pijani i poszłam zamknąć drzwi wejściowe do domu – mówi Halina Adamczyk, właścicielka gospodarstwa.
– Przez okno zobaczyłam, że niedaleko domu ktoś leży. Nie ruszał się. Pomyślałam, że musiało się mu coś stać. Później zawołałam teściową. Razem z nią wyszłam na zewnątrz. Mężczyzna dalej się nie ruszał.
Pani Halina poprosiła o pomoc sąsiadów. To oni wezwali karetkę. Kiedy na miejsce przyjechało pogotowie, okazało się, że mężczyzna nie żyje. – Nie znałam tego człowieka. Nigdy go tu nie widziałam. Traf chciał, że wbiegł akurat do nas. Kto go gonił? Nie wiem.
Gospodarze chcą ogrodzić całe gospodarstwo. Zaczęli bać się obcych. – Pierwszy raz coś takiego się stało. Teraz został strach – mówi Stanisław Adamczyk, teść pani Haliny.