Lepiej dopłacać do wynagrodzeń, niż dawać zasiłki dla bezrobotnych - uważają samorządowcy z Janowa i od wczoraj uwijają się w lubelskich urzędach. Chcą jak najszybciej złagodzić skutki kryzysu w mieście.
Czyli niemal połowę pracowników. Pogorszyłoby to sytuację w 16-tysięcznym mieście, bo w ciągu ostatniego półrocza przybyło tam ponad 500 bezrobotnych.
Starosta janowski i burmistrz miasta na początek ustalili, że odroczą Komasowi terminy opłat lokalnych. Firma ma utrzymać zatrudnienie i przez rok płacić pracownikom połowę najniższego wynagrodzenia. Resztę dopłacać ma budżet państwa.
- Pieniądze na ten cel mogłyby pochodzić z rezerwy ministra pracy - zdradza szczegóły Tomasz Kaproń, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Janowie Lubelskim.
- Pisząc stosowny projekt, wzorujemy się na rządowym pomyśle tak zwanego postojowego. Jeżeli udałby się pozyskać pieniądze, to myślę, że zrobimy to szybciej niż rząd zdoła przeprowadzić stosowne ustawy - mówi Krzysztof Kołtyś, burmistrz Janowa Lubelskiego.
Dodaje, że samorządowcy będą się też starali o zwiększenie puli pieniędzy dla bezrobotnych, którzy zdecydują się na rozpoczęcie własnej działalności gospodarczej.
- Lepiej jest dotować wynagrodzenie niż wpłacić zasiłek dla bezrobotnych. Program miałby trwać około roku i mamy nadzieję, że dzięki niemu ludzie nie straciliby pracy, a przedsiębiorstwo przetrwałoby najcięższy okres - dodaje dyrektor Kaproń.
Na pomysł starosty i burmistrza z nadzieja patrzy załoga Komasu, choć zdaje sobie sprawę, że łatwo nie będzie.
- Samorządy nie mają wielu możliwości, nawet realizacja tego pomysłu zależy od rządu. Ale cieszą nas wszystkie próby, wszystkie rozwiązania, które mogą uratować ludzi przed zwolnieniami - mówi Bogdan Pituch z NSZZ "Solidarność” w Komasie.