W czasie najbliższej sesji Rady Miasta dojdzie do głosowania nad rezygnacją z pracy w Komisji Rewizyjnej radnego PiS Mirosława Włodarczyka.
Komisja Rewizyjna powinna patrzeć władzy na ręce. Tymczasem Włodarczyk uważa, że jej przewodniczący nie robi nic, żeby wyjaśnić opisywane w Dzienniku Wschodnim i Rzeczpospolitej afery.
- W państwie demokratycznym jest dobrym obyczajem umożliwienie opozycji wpływania na pracę Komisji Rewizyjnej. Dwa lata działalności rady to dostatecznie długi okres, by mieć wyrobione zdanie na temat, jak to wygląda w Kraśniku. W tym okresie najważniejszy organ kontrolny w samorządzie pozostawał nim jedynie z nazwy - uważa Mirosław Włodarczyk.
Przewodniczący komisji nie ma sobie nic do zarzucenia. - Dziwi mnie taka postawa. Uważam, że radny powinien najpierw przyjść i porozmawiać ze mną. Tym bardziej że raczej nie wykazał zbytniego zapału do pracy w komisji, a w kilku przypadkach sam musiałem inicjować nasze działania - ripostuje Zbigniew Marcinkowski, przewodniczący komisji z PiS.
- Niestety, ostatnie tygodnie pokazały, że brak aktywności komisji nie jest wynikiem dobrze funkcjonujących instytucji publicznych, ale politycznego poplecznictwa ze strony jej przewodniczącego - argumentuje dalej Włodarczyk.
- To śmieszne. Członkowie komisji sami też mogą wskazywać kierunki pracy. Jak mają jakieś pomysły to niech je przedstawią. Jeżeli jest podstawa do działania to zajmiemy się tematem, jeżeli tylko mamy prawo przeprowadzenia kontroli - dodaje Marcinkowski.