Już kilkanaście wspólnot mieszkaniowych w Kraśniku kategorycznie zabrania palenia na klatkach schodowych swoich budynków.
- Jestem uczulona na dym, dusi mnie jak się nawdycham. Czasami to aż trudno było przejść tak było nadymione na klatce schodowej. Ten problem jest szczególnie dokuczliwy zimą. Wtedy palacze nawet nie otwierają drzwi - mówi pani Jadwiga Maj.
Widok mieszkańców stojących na klatkach schodowych i palących papierosy nikogo do tej pory specjalnie nie dziwił. Wiele osób nie chcąc palić w domu, wolało wyjść z mieszkania na klatkę. Ale lokatorzy, którym nie odpowiada chodzenie po zadymionej i zaśmieconej niedopałkami klatce, postanowili walczyć z palaczami. Skutecznie. Już około połowa wspólnot mieszankowych w Kraśniku zdecydowała o wprowadzeniu zakazu.
- Mieszkańcom przeszkadza dym papierosowy. Poza tym, nawet przepisy przeciwpożarowe mówią o zakazie palenia w tak zwanych ciągach komunikacyjnych w miejscach publicznych. Zresztą, mieliśmy wiele interwencji o zaśmiecaniu niedopałkami klatek schodowych czy nawet doniczek z kwiatkami - wyjaśnia Piotr Michalski, prezes Kraśnickiego Przedsiębiorstwa Mieszkaniowego, które administruje wspólnotami w mieście.
Na razie, jest ciepło, więc palący nie przywiązują do zakazu zbytniej wagi. - Będę palił na ławce przed blokiem albo w domu. Inna sprawa, że zakazy wywiesili, ale koszy na niedopałki przed blokami to już brakuje - komentuje pan Wiesław z ulicy Sądowej.
Jednak zakaz nie wszystkim się podoba. Jego przeciwnicy są nawet wśród niepalących. - Ja nie palę, ale teraz czuję, że sąsiedzi palą w łazienkach. Mieszkamy na parterze, ale wentylacja jest tak zbudowana, że jak sąsiad wyżej pali, to cały dym idzie do mojej łazienki. O tym problemie też należy pomyśleć, a nie tylko kartki na korytarzu wywiesić - oburza się pani Teresa.
Tymczasem kara za nieprzestrzeganie zakazu może być bardzo surowa. - To tak naprawdę przypomnienie, bo przecież taki zakaz jest już zapisany w regulaminach porządku domowego. Osoba, która pali, narusza ten regulamin. A ustawa o własności lokali mówi, że wspólnota może podać do sądu i nawet zlicytować lokal osoby, która uporczywie narusza porządek. Ale wiadomo, że nikt tak daleko się nie posunie - dodaje P. Michalski