Pomaleńku, niespiesznie odkrywam kolejne barwy smaku i świeżego zapachu imbiru.
Witaj Gracjo (Graziu dla Waldka) smakowej poezji?
Masz rację, imbir jest zachwycająco dobry...i nie tylko w stanach przeziębienia. Nareszcie świeży imbir jest dostępny w sklepach. Jeszcze kilka lat temu można było jedynie posłużyć się beżowym proszkiem, o nieco zmiętym, korzennym posmaku i posypać nim flaki. Lub użyć do piernika, czy imbirowych ciasteczek. Na tym kończyła się rola imbiru w PRL. Dziś jestem szczęśliwą posiadaczką wrażeń smakowych, o ileż bogatszych od tych dostarczanych przez ziemisty proszek, który trochę nijako się ma do owego uwodzicielskiego zapachu cytryny z pieprzykiem.
I tak sobie myślę, że i dlatego warto cieszyć się z życia. A przecież przede mną jeszcze nadzieja na osobiste odkrycie "gałgana” (kuzyna imbiru) - galantego galganta!
Gałgan z niego, bo dla mnie zdecydowanie mało podróżującej po tzw. "świecie” niedostępny jest, choć już prawie, prawie. Koleżanka pojechała do Maroka, więc natychmiast niby nieśmiało, ale natarczywie wpisałam jej na listę zakupów galganta. Szalenie dobra z niej dziewczyna, więc próbowała go kupić, ale że nie wiedziała za bardzo jak wygląda - dopytywała o niego dość natarczywie na różnych targach. I natychmiast wywoływała falę śmiechu, aż w końcu dowiedziała się, że tam uchodzi za najznakomitszy afrodyzjak dla panów ....no i spłoszyła mi się koleżanka!
Póki co, pomaleńku, niespiesznie odkrywam kolejne barwy smaku i świeżego zapachu imbiru. Cudownie komponuje się z ryżem w rozmaitych konwencjach - od niebiańsko słodkich, do piekielnie ostrych. Wszelkim warzywom nadaje konturu konkretności i odrobiny pieprzyku. To jakby w piękny ciepły pejzaż wprowadzić jedną zaledwie czarną, kreskę konturu drzewa, chałupy, czegokolwiek.
Dla warzyw imbir jest jak ta odrobina soli dodana do biszkoptu, czy sernika, i ta odrobina cukru dodana do śledzia! Pewnie dlatego jest tak popularny w kuchni wegetariańskiej. Mnie najbardziej odpowiada we wszelkich łączeniach z dynią - tych na już i tych na jakieś jutro też ! Na "jutro” od kilku lat robię na smutek zimy słoneczne kulki dyniowe z imbirem i migdałami w zalewie octowej i coś na kształt konfituro-galaretki, którą polecam Gracjo gorąco do herbaty, na przeziębienia. Można z niej stworzyć też nieco tracący myszką deser np. do zwykłej drożdżówki.
Coś na kształt konfitury
Weź droga Gracjo 5 cytryn i pięć słodkich pomarańczy (najsłodsze są te od szczepu Grechuty) i spory kawałek świeżego imbiru. No i opakowanie środka żelującego na 50 dag owoców... tylko tego bez konserwantów! Miód albo cukier w ilości dowolnej też się przyda. Dowolnej to znaczy "do smaku i diety”
Z trzech cytryn i z trzech pomarańczy zdejmij cieniutkie paseczki skórki cienko obierz skórkę. Tak cienko, żeby nawet ślad miękkiej białości się nie trafił, (to nieprawda, że jest niezdrowa, ma ocean witaminy PP, ale daje za dużo goryczy). Zalej 4 szklankami wody, wsyp co najmniej 1 szklankę cukru lub dodaj szklanicę miodu i mieszając gotuj 15 minut. Resztę owoców starannie obranych (wiem, to zadanie dla cierpliwych, ale przecież w kuchni wszyscy jej miłośnicy ją mamy !) zmiksuj na słoneczną papkę. Imbir obierz i równie cierpliwie zamień go na cieniutkie nitki makaronowe. Do gotującego się syropu dodaj zaplanowaną ilość słodyczy, bezmiar radości z tworzenia i imbir. Syrop doprowadź niemal do wrzenia, dodaj środek żelujący, wymieszaj i wkładaj wrzącą konfituro-galaretkę do słoiczków. Zakręć, wystudź a potem, choć jeden słoiczek nakryj jakąś słoneczną materią, wskazane, żebyś ją samodzielnie ozdobiła haftem i przewiązała kolorową rafią i jak nalewkę odstaw w zapomnienie. A za rok co najmniej, sama zobaczysz jakie cuda zdziała !
A jeśli nadal zmysł węchu Cię zawodzi, to choć wiem, żeś "winna” Dziewczyno to jednak polecam nalewkę imbirową.......ot, tak leczniczo jedynie. W niej imbir pyszni się apetycznie, dumny swoim zapachem i pogrążony w soczyście żółtej radości ..choć nadal tajemniczy!
Waldku Drogi, pewnie już znudził Cię opis niewieści na imbirowo romantyczną nutę...
Mantu