Tylko trzy gwiazdki, a mogło być pięć, bo takiego sandacza jeszcze nie jedliśmy.
Kiedy w karcie dostrzegłem "Duet z koziego sera z Wierzchoniowa z owocową konfiturą” za 22 zł i "Sałaciankę z jajkiem” za 9 zł, to wiedziałem, że dobrze trafiłem. Grunt to lokalne produkty. Kelnerka szybko wyprowadziła mnie z błędu.
Obu potraw nie było. Dlaczego? Bo zmienia się karta. Szkoda. Zamówiliśmy "Opiekaną mozzarellę z szynką dojrzewającą” za 21 zł oraz "Śledzia z purée z pora i sałatką ziemniaczaną” za 20 zł. Mozzarella nas nie powaliła na kolana, bo szefowa kuchni nie dała jej szansy, marnując smak gotowym sosem rodem ze stacji benzynowej. Za to śledź to było mistrzostwo świata. Kruchy, delikatny, z obłędnymi akcentami pora i wyśmienitą sałatką.
M. zamówiła "Rosół z makaronem” za 10 zł, ja "Krem z kurek z pianą tymiankową” za 13 zł. I kolejny szok. Kiedy kelnerka wniosła zupy, w całej sali zapachniało rosołem. Obłędnie. Za zupy 5 gwiazdek.
Zamówiłem "Filet z suma z pierogiem biłgorajskim, szpinakiem i sosem botwinowym” za 37 zł, M. wybrała "Sandacza w sosie bazyliowo-pomarańczowym” za 28 zł. Dodatkowe ziemniaczki opiekane – 5 zł. Pieróg biłgorajskim okazał się dwoma pierogami, szpinak był szpinakiem, a filet z suma z daleka zalatywał mułem. Idea dania była przednia, ale wykonanie już nie. Może wystarczyło wymoczyć suma w mleku. No chyba że mleko nie pomogło, w takim razie sum powinien wylądować w koszu. Ale co się nie robi dla klienta.
A sandacz? Nie dość, że danie cudownie prezentowało się na talerzu, to jego smak był nie do opisania. Wyborne mięso i pomarańczowy sos z bazylikowymi akcentami kazały się domyślać, że tak mógł smakować Ordonce, która przed wojną wpadała na ryby do Berensa. Na sandacza z chęcią wrócimy. Jeśli szefowa kuchni tak potrafi przyrządzić sandacza, to jej specjalnością powinny być ryby.
Co na deser? Oczywiście "Creme brulee” za 15 zł. – Nie ma – odparła kelnerka. Dlaczego? Zmiana karty. Zamówiliśmy "Kremowy sernik z panna cottą waniliową i sorbetem truskawkowym” za 15 zł. Oraz dwie kawy: Americano za 6 i espresso za 7. Sernik już na pierwszy rzut oka nie wyglądał dobrze. Po pierwsze nie było panna cotty. Zamiast niej była bita śmietana w sprayu. Spróbowaliśmy po kęsie. Sernik najlepsze chwile miał już za sobą. Leżąc w lodówce kilka dni zdążył przejść sąsiedzkimi zapachami. Na pytanie o panna cotty, kelnerka odparła, że przecież widać, że jej nie ma. Bez komentarza. Zapłaciliśmy 170 zł. Tylko trzy gwiazdki.
Ocena: 3/5
Adres: Sadowa 7C,
24-120 Gmina Kazimierz Dolny
Partnerem Przewodnika jest Old Poland. Wielkie Polskie Sery. Old Poland to marka najlepszych serów długodojrzewających produkowanych w Polsce. Smakiem i jakością dorównuje najbardziej znanym europejskim serom, pochodzącym ze Szwajcarii, Holandii, Włoch czy Francji.