Z radością wręczamy 4 gwiazdki tej rodzinnej restauracji. Za świeże, pachnące dania przygotowane w oparciu o lokalne produkty oraz wielką historię małego młyna.
Na ścianie wiszą przedwojenne plany młyna, z boku można zobaczyć rodzinne portrety, wrażenie robi nostalgiczny piekarnik, służący do zapiekania domowej kaszanki.
Na dobry początek zamówiliśmy śledzia w oleju za 8 zł oraz "Sałatę szefa” za 14 zł. Pyszne kawałki śledzia w oleju okrywały krążki delikatnej cebuli, a odrobina pietruszki i koperku nadawała klasycznej przekąsce wiosenny klimat. Natomiast na kruchej sałacie, pomidorach, ogórkach leżały pikantne kawałki dopiero co upieczonego kurczaka. Pleśniowy ser z zielonym pieprzem jeszcze podbijał smak.
Żałując, że skończyła się zupa dnia z zielonego groszku wybraliśmy klasyczny żurek i staropolskie flaki w cenie 8 złotych za danie. I znów kolejne, pachnące, aromatyczne dania. Flaki były zbyt mocno zaprawione zasmażką, ale już po pierwszej łyżce było wiadomo, że ugotowano je rano. Natomiast żurek był przedobry, na zakwasie, z dobrą śmietaną. Do szczęścia brakowało mi tylko lepszej gatunkowo kiełbasy.
Zabraliśmy się za wybór drugiego. W karcie kusił "Chłopski garnek” za 11 zł, "Placek po węgiersku za 16 zł”, "Stek ze schabu siekany z cebulką” za 17 zł, "Karczek po myśliwsku” w tej samej cenie i kotlet "Młyńskie koło” za 19 zł.
Wybrałem "Polędwiczki w sosie borowikowym” za 23 zł, M. postawiła na dopiero co przywiezionego pstrąga z rusztu (7 zł za 100 g). Od razu poinformowano nas, że młode ziemniaczki muszą się ugotować, a z pstrągiem też zejdzie. Mały Wściekły pies i soki umilały nam czekanie i lekturę dyplomów rozwieszonych na ścianie.
Widok dorodnego pstrąga zwalił nas z nóg. A talerz pełen sałaty z pomidorem i sosem ze szczypiorkiem swoją świeżością przyprawił o zawrót głowy. Pstrąg, cokolwiek mocno wysmażony (jak ta skórka chrupała) zachwycał smakiem mięsa, które delikatnie przeszło pietruszką i koperkiem.
Sałata była genialna, chyba jeszcze nigdy takiej nie spotkaliśmy. Moje polędwiczki kucharz usmażył na ruszcie, osobno zrobił na patelni sos na smażonych prawdziwkach. Na prawdziwym maśle i dobrej śmietanie.
A młode ziemniaczki? Poezja. Z trzech kawałków polędwicy dwa były zbyt mocno wysmażone, trzeci rozpływał się w ustach. Herbata z miętą, druga z podwójną cytryną pozwoliły cieszyć się świeżością dań.
Nasza ocena? Zapłaciliśmy 102 zł 50 groszy. Młodzi kucharze ze Starego Młyna muszą się jeszcze sporo uczyć. Ale w gotowanie wkładają serce i pasję, a właściciele pilnują, żeby potrawy gotowano codziennie ze świeżych produktów. Z radością dajemy cztery gwiazdki i z serca polecamy. To tylko pół godziny jazdy z Lublina.
Restauracja Stary Młyn w Bełżycach
Bełżyce, ulica Kazimierska 34, tel. 502 288 103. Czynne od 9 do 22
Można płacić kartą