Składniki:
Na ciasto:
pół kilo mąki pszennej, 1 żółtko, 1 łyżka masła, 250 ml ciepłej wody, 1 łyżeczka soli.
Na farsz:
kilogram ziemniaków, pół kilo twarogu, 2 cebule, sól, pieprz.
Wykonanie:
Najpierw idę na targ po dobre ziemniaki. Tu nie ma zmiłuj. Potem idę po twaróg babuni z Krasnegostawu. Ziemniaki gotuję w mundurkach, studzę, obieram, rozgniatam widelcem. Dodaję pokruszony twaróg, delikatnie podsmażoną cebulę, doprawiam solą z pieprzem i odkładam, żeby farsz doszedł swoich smaków.
Ciasto robi mi żona Małgosia. Wsypuje do miski mąkę, sól, wbija żółtko, rozciera składniki i wolno wlewa wodę mieszając ciasto. Zagniata je na gładko i wałkuje cienko na stolnicy. Wykrawa szklanką placuszki, nakłada jak najwięcej farszu i skleja po brzegach swoim zdolnymi paluszkami.
Wtedy ja gotuję osoloną wodę, wrzucam je partiami, żeby się nie dotykały. Po 10 minutach zajadam jeszcze gorące, podlane masełkiem. Albo cebulką na oleju. Albo skwarkami.
Ostatnio wyczytałem w starej książce kucharskiej, że można ruskie polać cebulowym sosem. Na maśle podsmażam posiekaną cebulę, dodaję mąki, rozcieram, podlewam bulionem i zaprawiam łyżką porządnie kwaśnej śmietany.
Ale i tak najlepsze są na drugi dzień. Na patelni podsmażam je razem z boczkiem. Na złoto. O smaku lepiej nie mówić.