Na raz otwieram pojemnik z ziarenkami. Na dwa - garść ziaren przesypuję do młynka.
Dziękuję za zaproszenie do bloga.
Z przyjemnością napiszę od czasu do czasu o kawie, którą lubię i poznawanie coraz to nowych gatunków sprawia mi przyjemność.
Poranna kawa to mój rytuał.
Na raz otwieram pojemnik z ziarenkami. Na dwa - garść ziaren przesypuję do młynka. Na trzy - dociera do mnie bardziej intensywny aromat podczas mielenia. Na cztery wsypuje kawę do sitka, zakręcam ekspres i stawiam na gaz. Za chwilę moje zmysły zaczyna zaczepiać kafeol, krążąc między moim umysłem i rzeczywistością.
Aromat kawy to przede wszystkim tłuszcze. Wszystkie ziarna zawierają porcję tłuszczu, ale ziarenka kawy mają całą mieszaninę olejków aromatycznych, zwanych właśnie kafeolem.
Podczas prażenia (palenia) kawy surowej olejki występują na powierzchnię ziarna. I jeszcze coś ważnego - kafeol jest rozpuszczalny w wodzie. Właśnie dlatego smak i zapach ziarenek przechodzi do naparu. Stąd mamy dwa sekrety aromatu - najpierw prażenie, a potem parzenie. O prażeniu jeszcze napiszę, a tymczasem pamiętajcie: nigdy nie lejcie wrzącej wody wprost na kawę, pozwólcie olejkom zadziałać przez około 5-8 minut.
No to piję swoją Etiopię.
Wciąż jeszcze w powietrzu snuje się "dym” z filiżanki.
I równie jak dym zmysłowa wciąż snuje się Katie Melua.