Po pięciu latach prokuratura doszła do wniosku, że niesłusznie oskarżała Adama Grzesiuka, wójta Puchaczowa. I umorzyła śledztwo w sprawie dopisywania wyborców na listach.
– To niezrozumiałe. Proces trwał kilka lat a teraz prokuratura uznaje, że niepotrzebnie wniosła akt oskarżenia – komentuje Tomasz Nowicki, z Puchaczowa. – To już mnie wyleczyło z udziału w wyborach. U nas można je porównać do tych odbywających się u wschodniego sąsiada.
Sprawa dotyczy wyborów samorządowych z 2006 roku. Między pierwszą a drugą turą elekcji wójta Puchaczowa w gminie przybyło ponad 90 wyborców. O wpisaniu mieszkańców sąsiednich gmin na listy zdecydował Adam Grzesiuk, ówczesny wójt tej miejscowości. Później wygrał drugą turę wyborów. Wygrał je również w ub. roku.
W 2007 roku prokuratura oskarżyła go o niedopełnienie obowiązków. Miało to polegać na wpisaniu na listę nieuprawnionych, bez sprawdzenia, czy rzeczywiście powinni się na niej znaleźć. Prokuratura przesłuchała setki świadków. To samo zrobił Sąd Rejonowy w Lublinie. W lutym 2011 roku doszedł do wniosku, że Grzesiuk rzeczywiście zdecydował o dopisaniu nowych wyborców bez należytego sprawdzenia, czy rzeczywiście mogą głosować. Ale sprawę umorzył ze względu na znikomą szkodliwość czynu.
– Nie można przyjąć, że wójt działał umyślnie decydując o wpisaniu na listy wyborcze nieuprawnionych osób. Wynikało to raczej z niedbalstwa – mówi prokurator Marko-Kanadys. – Ponadto w przypadku części wyborców rzeczywiście ustalał, czy mieszkają w gminie.
Prawa do zaskarżenia decyzji prokuratury nie mieli przeciwnicy wójta, którzy w 2006 roku złożyli w tej sprawie doniesienie.
– Działałem zgodnie z prawem. To, co mi zarzucano, to były pomówienia – uważa wójt Adam Grzesiuk. – Koszty tej sprawy poniósł Skarb Państwa, a ile mi ona zdrowia odebrała, to już mi tego nikt nie zwróci.