To 27-letni Łukasz P. odpowiada za tragiczny w skutkach wypadek w Turowoli – oceniła prokuratura. Właśnie umorzyła postępowanie w tej sprawie. W zderzeniu zginął bowiem nie tylko przypadkowy kierowca, ale i sprawca.
Śledczy mówią dosadnie: – Ta sprawa to kolejny przykład na to, że szybki samochód w rękach nieodpowiedzialnej osoby skutkuje wysyłaniem niewinnych ludzi na cmentarz.
Chodzi o wypadek, do którego doszło w grudniu ubiegłego roku w Turowoli, niedaleko Łęcznej. 27-letni górnik Łukasz P. gnał swoim audi z prędkością ponad 200 km/h. Nie opanował samochodu. Zabił siebie, innego kierowcę oraz ciężko ranił kolejną osobę.
– Nie zaistniały żadne okoliczności niezależne od kierowcy, jak np. zawał czy dziura w jezdni, które mogłyby doprowadzić do wypadku – mówi Marcin Kozak, zastępca szefa Prokuratury Rejonowej w Lublinie. – Badania wykazały, że kierowca był w pełni sprawny. Nie opanował samochodu i doprowadził do wypadku.
Doszło do niego nad ranem, Łukasz P. wracał z pracy. Jechał w kierunku Lublina. Na drodze panowały dobre warunki. 27-latek zjechał jednak na lewy pas. Tam czołowo zderzył się z nissanem. Kierowca tego samochodu zginął na miejscu. W nissana uderzyły jeszcze toyota i renault. Jeden z mężczyzn podróżujących tymi autami został ciężko ranny. Sam Łukasz P. zmarł w szpitalu. Zostawił żonę.
Śledczy dowiedli, że przed zderzeniem mężczyzna jechał z prędkością nieco ponad 200 km/h. – Nie opanował samochodu właśnie przez nadmierną prędkość – dodaje prokurator Kozak. – Z uwagi na śmierć sprawcy umorzyliśmy postępowanie w sprawie wypadku.
Łukasz P. miał „ciężką nogę”. Wiele razy był karany za znacznie przekraczanie prędkości, w tym o ponad 50 km/h powyżej normy. Nie zabrano mu jednak prawa jazdy, bo nigdy nie przekroczył dozwolonego limitu punktów karnych.