Sąd ma podjąć decyzję, która zaważy na przyszłości okazałego gmachu w centrum miasta. Są widoki na biura, salony usługowe, a nawet przedszkole
– Mogą tu powstać, biura, na dole sklepy czy lokale usługowe. Nie jest jednak wykluczone, że będzie tu ponownie działało przedszkole – mówi Wiesław Domownik. Jest współwłaścicielem sporej, zabudowanej działki przy ul. Lubelskiej w Lubartowie. Ścisłe centrum, kilka kroków od urzędu miasta i niemal zaraz koło centrum handlowego.
Jednak zrujnowany budynek straszy od lat. Mury bez okien przyciągają miłośników tanich trunków. Teren trzeba co kilka dni sprzątać z butelek i puszek. Można pomyśleć, że taki koszmarek nie może stać w centrum miasta.
Budynek, o którym mowa. pochodzi z lat 60. XX wieku. Mieścił się tu żłobek, potem także przedszkole. Zlikwidowano je w 1997 roku, a rok później miasto wystawiło nieruchomość na sprzedaż. Złożyło się na nią kilka osób i kupiło.
– Plan był prosty. Składamy się, zostajemy współwłaścicielami, odnawiamy, być może przebudowujemy i ten teren zaczyna żyć na nowo – opowiada Wiesław Domownik.
Plan nie wypalił. Obecnie pokaźny gmach stoi, straszy i niszczeje. Gdzie jest problem? Otóż współwłaścicielka posiadająca 10 procent nieruchomości dąży do sądowego określenia udziałów. Oznacza to, że sąd ma określić, jak zgodnie z posiadanymi udziałami podzielić ziemię. – Do tej pani należy 10 proc. nieruchomości. To niewielki budynek przylegający do głównego gmachu. Składałem współwłaścicielce propozycje. Chciałem odkupić tę część, ale chciała za dużo. Dużo za dużo – opowiada przedsiębiorca.
Współwłaścicielka zaproponowała już cztery opcje podziału ziemi. Ostatnia zakłada „odcięcie” sporego pasa po lewej stronie nieruchomości. – Pierwszy wariant wydawał się rzetelny i uczciwy. Kolejne już nie. Zgodnie z ostatnim współwłaścicielka otrzymałaby dużo ponad 10 procent – dodaje Domownik.
Decyzja należy do Sądu Rejonowego w Lubartowie.
Krzysztof Paśnik, burmistrz Lubartowa, mówi nam, że zależy mu na zakończeniu sporu, ale miasto nie może w nim uczestniczyć bezpośrednio. – Mimo to za mojej kadencji podejmowałem wiele prób znalezienia wyjścia z sytuacji. Spotykałem się ze współwłaścicielami tej nieruchomości – w różnej konfiguracji: z każdym z osobna i ze wszystkimi. Starałem się i staram się ich przekonać, aby doszli do porozumienia – mówi Paśnik i dodaje, że niszczejący gmach nie jest dobrą wizytówką miasta. – Chodzi nie tylko o względy estetyczne, ale także bezpieczeństwa. Rozmawiałem na ten temat z policją na wyraźną prośbę mieszkańców.
Udało nam się skontaktować z panią, która posiada wspomniane 10 procent nieruchomości. Tłumacząc, że jest chora, nie chciała rozmawiać o sprawie.