Niesprawne łożysko doprowadziło do katastrofy wojskowego śmigłowca Mi-2, który pod koniec października rozbił się pod Lubartowem. Tak orzekła Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych, która właśnie skończyła wyjaśniać sprawę.
- Zgodnie z przypuszczeniami, przyczyną katastrofy była awaria łożyska trzeciej podpory lewego silnika śmigłowca - informuje rzecznik komisji płk Ryszard Michałowski. - To doprowadziło do wyłączenia silnika.
Specjaliści z Instytutu Techniki Wojsk Lotniczych w Warszawie, którzy badali wrak śmigłowca, nie zdołali jednak ustalić, jak doszło do awarii samego łożyska.
- Wiemy, że pracowało w bardzo wysokiej temperaturze, sięgającej 1150 stopni. I że na pewno nie było tam właściwego smarowania - podkreśla Michałowski. - Ale nie wiadomo, czy źle działał wtryskiwacz, czy może olej był nieczysty. Tego ekspertyza nie jest w stanie stwierdzić.
Do katastrofy doszło 29 października w miejscowości Luszawa k. Lubartowa. Maszyna miała lot szkoleniowy na trasie Dęblin, Żyrzyn, Kamionka, Baranów. Według świadków wypadku, w pewnym momencie w powietrzu było słychać jakieś łupnięcie. A potem maszyna łagodnie opadła na ziemię, uderzając dziobem w pole. Śmigłowiec runął z wysokości 100 metrów.
Maszyna należała do 1. Ośrodka Szkolenia Lotniczego z Dęblina. W środku były dwie osoby: pilotował kpt Michał K., nawigatorem był kpt Tomasz S. Pierwszy z nich trafił do szpitala w bardzo ciężkim stanie. Przez kilkanaście dni był utrzymywany był w śpiączce farmakologicznej. Teraz wyszedł już ze szpitala i przechodzi rehabilitację. Tomasz S. odniósł tylko lekkie obrażenia.
(MB)