Kilkudziesięciu właścicieli lokali gastronomicznych pikietowało dzisiaj przed Lubelskim Urzędem Wojewódzkim. Na protest przyjechali restauratorzy nie tylko z Lublina, ale też m.in. z Zamościa czy Kazimierza Dolnego. Domagali się rządowej pomocy w związku z sytuacją ich branży z powodu pandemii koronawirusa.
– Bardzo dużo lokali już jest zamykanych. Nie chcę wymieniać nazw, ale nawet idąc tu deptakiem, mijaliśmy pozamykane restauracje z pozdejmowanymi szyldami – mówi Jacek Jakubczak, prezes Stowarzyszenia Lubelskich Kucharzy.
Przypomnijmy, że od ponad tygodnia restauracje w całej Polsce pozostają zamknięte. Posiłki mogą przygotowywać jedynie na wynos lub dowóz. Przedstawiciele branży gastronomicznej mają żal do rządzących o podjęcie tej decyzji bez wcześniejszego uprzedzenia i brak pomocy.
– Mam na utrzymaniu około 40 pracowników. Po ogłoszeniu lockdownu dla gastronomii rząd nie zrobił nic, by wesprzeć te miejsca pracy. Nie rozumiem tej polityki – mówi Agnieszka Kolibska, prowadząca restaurację Za kulisami i hotel Ilan. I dodaje, że straty są spore: – Właśnie wyrzuciliśmy zepsuty towar o wartości ok. 5 tys. zł. Restauracja jest zamknięta, dziewięciu pracowników siedzi w domach. Z kolei w hotelu mamy dziś zajęte dwa pokoje, więc to, że rząd nie zamkną jeszcze hoteli, nie oznacza, że one mają gości i zarabiają.
Protestujący wypełniali petycję do premiera Mateusza Morawieckiego. Domagają się w niej m.in. półrocznego zwolnienia ze składek ZUS, wprowadzenia stałej i jednolitej stawki 8 proc. VAT na wszystkie produkty i usługi oraz utworzenia Funduszu Wsparcia Gastronomii oraz tarczy antykryzysowej dla ich branży. Oczekują też przygotowania merytorycznego plany wychodzenia z kryzysu.
Po kilkudziesięciu minutach do protestujących restauratorów wyszedł wojewoda lubelski Lech Sprawka. Obiecał przekazanie ich postulatów premierowi.
Prezydent zaprasza
W Chełmie protestu restauratorów nie będzie, będzie za to spotkanie z władzami miasta.
– Dziś zadzwonił do mnie asystent prezydenta Banaszek i zaprosił na jutro, 4 listopada – mówi Michał Bartoszuk, właściciel kawiarni La Cafe. – Będziemy rozmawiać o szansach chełmskiej gastronomi. Mam nadzieję, że wspólnie wypracujemy jakieś wyjście z sytuacji.
Początkowo obroty lokalu Bartoszuka spadły. Teraz jest nieco lepiej, ale nadal na granicy opłacalności.
Dwa tygodnie temu mała chełmska restauracja znalazła się na ustach całej Polski. Na portalu społecznościowym Michał Bartoszuk ogłosił, że mimo zakazów, nadal będzie karmił. Tyle, że nie klientów, ale … pracowników. Plan był prosty – goście podpisują z La Cafe umowę o dzieło, której przedmiotem byłoby testowanie dań i napojów.
Bartoszuk pomysłu jeszcze nie wdrożył. – Do końca tygodnia będziemy sprawę konsultować z prawnikami. Stwierdzili oni, że musimy się lepiej zabezpieczyć. Uprzedzali nas, że działamy w małym mieście, gdzie urzędnicy skutecznie mogą nam uprzykrzyć życie. A nie o to przecież chodzi.