Dwa lata temu ekipie dr Łuczkiewicza z UMCS udało się odsłonić połowę domu słupowego. Teraz archeolodzy wracają do dawnej osady wandalów
- Cały czas trwa żywa dyskusja z jakim ludem mamy tu do czynienia, ale prawdopodobnie są to wandalowie - opowiada Piotr Łuczkiewicz. - Osada w Sobieszynie funkcjonowała od połowy II wieku p.n.e aż do II wieku n.e. Wszystko wskazuje na to, że później to miejsce zostało opuszczone.
Jednym z najpóźniej odnalezionych zabytków jest srebrny denar Marka Aureliusza. - Barbarzyńca przerobił ją na wisiorek. Przez środek przewiercił dziurę, aby można było przeciągnąć rzemień. A do tego chyba nie darzył widniejącego na monecie władcy sympatią, bo pieczołowicie spiłował z niej wizerunek cesarza - śmieje się dr Łuczkiewicz.
W osadzie znaleziono też mnóstwo ceramiki, części strojów, ówczesne agrafki, noże, krzesiwa. - Musieli mieć też kogoś w rodzaju lekarza, bo znaleźliśmy narzędzie z brązu, przypominające skalpel. Ktoś kto je kupił czy przywiózł z wyprawy musiał wiedzieć do czego służy - podkreśla archeolog.
Ludzie, którzy mieszkali w osadzie zajmowali się przede wszystkim rolnictwem. Pracowali tam także metalurdzy. W pobliżu przepływającej przez Sobieszyn rzeki Świnki archeolodzy odkryli piece do wytopu żelaza. - Przedmioty z żelaza były raczej wytwarzane na własne potrzeby. Choć oczywiście mieszkańcy osady mieli także kontakt z innymi plemionami. Świadczy o tym wspomniany skalpel, moneta Marka Aureliusza, czy fragmenty ceramiki pochodzącej z obszaru dzisiejszej Słowacji. Ktoś je musiał tu przywieźć - mówi archeolog.