Sytuacja jest poważna, a lokalnych powodzi nie da się uniknąć – ogłosiły wczoraj służby kryzysowe i zaapelowały o wywożenie śniegu z miast. W stan gotowości postawiono wojsko z amfibiami.
– Tej zimy mamy juz 53 dzień ze śniegiem. To wyjątkowa sytuacja, bo w ostatnich latach śnieg leżał zwykle przez dwa, trzy tygodnie – mówi Włodzimierz Stańczyk, szef Wojewódzkiego Centrum Zarządzania Kryzysowego.
– Słyszałem, że gdyby zamienić w wodę ten śnieg, który zalega w Polsce, to uzyskalibyśmy jedną trzecią tej ilości wody, która przez cały rok spływa do morza – stwierdza Zenon Rodzik, starosta opolski.
Teraz wszystko zależy od pogody. Jeśli ociepli się tak, że nawet nocą będą dodatnie temperatury, to lód będzie topnieć za szybko. Pół biedy, jeśli ocieplenie przyjdzie od północy, bo najpierw stopnieje lód w dolnym biegu rzek i gdy roztopy na dobre zaczną się u nas, woda z Lubelszczyzny będzie mogła swobodnie odpłynąć. Gorzej, jeśli to u nas ociepli się wcześniej.
Na razie nikt nie wie, który scenariusz jest bardziej realny. – Nikt nie chce dać prognozy dłuższej niż trzy-, czterodniowa – stwierdza Stańczyk.
W stan gotowości postawiono wojsko. – 560 żołnierzy, 11 transporterów pływających do ewakuacji ludzi i 80 samochodów ciężarowo-terenowych – wylicza płk Roman Chojecki, szef Wojewódzkiego Sztabu Wojskowego w Lublinie.
Służby kryzysowe apelują do władz miast, by wywoziły śnieg z ulic i placów. – Zalecam też przejrzenie studzienek kanalizacyjnych, bo często zalega na nich warstwa śniegu. To powoduje, że woda nie ma jak spływać – mówi Stańczyk.
– Do tej pory koncentrowaliśmy się na odśnieżaniu ulic, teraz wywozimy śnieg. W pierwszej kolejności z centrum, m.in. z pl. Łuczkowskiego, pod którym są podziemia kredowe – informuje Teresa Wolik-Dubaj, rzecznik chełmskiego magistratu. – Studzienki oczyszczamy na bieżąco.
Gorzej jest w Lublinie, gdzie na śródmiejskich chodnikach zalegają wielkie pryzmy, a jezdnie nie są odśnieżane na całej szerokości i studzienki są po śniegiem.
Nie ma też pewności jak zachowają się nieremontowane od lat urządzenia melioracyjne na rzekach. – Wiele z nich jest oderwanych od stałego gruntu, co może powodować kierowanie nurtu na wały przeciwpowodziowe, a w konsekwencji ich erozję – przyznaje Leszek Boguta, dyrektor Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Warszawie.