Włodzimierz Madej sam wychowuje Olę i Krystiana. Za kilka dni zostanie bez pracy.
- I co ja teraz zrobię, za co wyżywię dzieci - Pyta zrozpaczony mężczyzna. W 2007 r. otrzymał zatrudnienie przy robotach publicznych tylko na 4 miesiące. W tym roku znowu dostał pracę na 4 miesiące. Umowę przedłużono o kilka tygodni. - I na tym koniec. To kpina! - dodaje rozgoryczony Madej.
Mężczyzna będzie pracował jeszcze kilka dni, a potem rodzina zostanie bez środków do życia. - Na utrzymaniu mam dwójkę dzieci, które się uczą, a wydatków jest naprawdę dużo. Pozostanie nam chyba żebrać i zbierać złom - denerwuje się pan Włodzimierz. Szukał pomocy już wszędzie, wielokrotnie chodził do Urzędu Miasta, do urzędu pracy, do opieki społecznej, pisał nawet do rzecznika praw dziecka z prośbą o pomoc. Bez większego skutku.
- Znam sytuację tego pana. Starałam się pomóc mu jak tylko mogłam, zatrudniając go przy robotach publicznych - mówi Lilla Stefanek, burmistrz Poniatowej.
Pan Madej dostałby pracę, ale w... Opolu Lubelskim. - A jak ja mam świtem wyjechać w teren i zostawić dzieci? Co rano muszę je wyprawić do szkoły. Płaciłem różnym osobom za zajmowanie się dziećmi, ale na to też brakuje pieniędzy - rozpacza ojciec.
Na matkę dzieci nie może liczyć. To jemu sąd przyznał opiekę nad córką i synem. Jest ciężko, brakuje pieniędzy na wszystko.
- Oleńka jest bardzo uzdolniona, gra na skrzypcach i na flecie. Chcę, żeby mogła się uczyć, ale na to potrzebne są niemałe kwoty - mówi jej ojciec.
- Na dodatek sąsiedzi chcą mnie eksmitować z mieszkania - mówi W. Madej. Jak dowiedzieliśmy się w Zarządzie Gospodarki Mieszkaniowej, mężczyzna jest skłócony z mieszkańcami bloku, którzy wystąpili z pismem o wysiedlenie lokatora.
- Ostatnio nie docierają do mnie jednak żadne skargi, pan Madej płaci za mieszkanie i nie ma podstaw do eksmisji - mówi Eugeniusz Chyła, dyrektor ZGM w Poniatowej.