Wczoraj bialscy policjanci sprawdzali, co dzieje się na farmie Marka Karpia, byłego dyrektora Ośrodka Studiów Wschodnich, ostatnio hodowcy rasowego bydła sprowadzonego z Holandii. Niestety, nie chcieli zdradzić nam, co zastali za wysokim murem okalającym posesję.
Na farmie Marka Karpia od dawna dzieje się źle. Nasz dziennikarz był tam w zimie ubiegłego roku i na własne oczy widział zabiedzone krowy, w niczym nie przypominające wysokomlecznej rasy fryzyjsko-holsztyńskiej. Na dowód mamy zdjęcia. 300 sztuk bydła przez ponad miesiąc trzymano pod gołym niebem. Niektóre krowy były tak słabe, że nie były w stanie podnieść się z błota. Padłe grzebano na terenie zabytkowego parku i w pobliskiej żwirowni. Ale Radomir Bańko, powiatowy lekarz weterynarii w Białej Podlaskiej, w tym samym czasie zapewniał o doskonałej kondycji stada i zaprzeczał temu, że bydło pada z głodu. Tragedią nie interesowało się też Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami.
Sytuacja pogorszyła się jeszcze po śmierci Marka Karpia we wrześniu ubiegłego roku. W ostatnim okresie pomocy, m.in. w dokarmianiu zwierząt, usuwaniu obornika i wywozie gnojowicy, udzielała gospodarstwu w Ludwinowie Stadnina Koni Arabskich z Janowa Podlaskiego.
- A co ja mogę zrobić - mówi Marian Tomkowicz, wójt gminy w Leśnej Podlaskiej. - Musiałbym mieć najpierw wniosek o interwencję z policji lub Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Nawet nie wiem, co można by zrobić z tyloma krowami. Nikt z okolicznych rolników nie przyjmie na przetrzymanie nawet jednej sztuki - dodaje.
Sąsiedzi, z którymi rozmawialiśmy nie chcą mieć z farmą nic wspólnego. - Niech przyjaciele pana Karpia, posłowie i ministrowie złożą się, kupią paszę i karmią krowy - mówią.
Właściciel farmy nie przypadł sąsiadom do gustu. Był natomiast faworyzowany przez Agencję Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, która poręczała milionowe kredyty, władze weterynaryjne czy Państwową Służbę Konserwacji Zabytków, która hojnie sypnęła groszem na renowację pałacyku i pozwoliła zbudować farmę w zabytkowym parku.
Dyrektor i hodowca
Kierował Ośrodkiem Studiów Wschodnich przy Ministerstwie Gospodarki. Na Podlasiu pojawił się w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych. Wyremontował zrujnowany dworek w Ludwinowie (15 km od Białej Podlaskiej). Kupił grunty, w większości z Państwowego Funduszu Ziemi oraz od gospodarstwa rolnego przy Zespole Szkół Rolniczych w Leśnej Podlaskiej. Za kredyty rozpoczął budowę wielkiej fermy bydła mlecznego. Sprowadził z Holandii kilkaset rasowych krów.
Był osobistością niezwykle tajemniczą. W swoim dworku przyjmował znanych polityków. Dwukrotnie gościł u niego Aleksander Kwaśniewski.