Ruszył proces byłego wójta Jastkowa. Zbigniew S. miał nękać i naruszać prawa pracownicze dyrektor podstawówki w Płouszowicach. Mężczyzna nie przyznaje się do winy.
Prokuratorskie zarzuty wobec byłego wójta dotyczą lat 2007 - 2014. Śledczy uznali, że Zbigniew S. znęcał się nad dyrektor szkoły. Uporczywie i złośliwie naruszał jej prawa pracownicze. Wiele razy przekraczał swoje uprawnienia. Działał tym na szkodę interesu prywatnego, jak i publicznego.
Zdaniem prokuratury Zbigniew S. nie dopełniał obowiązków związanych z wyłanianiem dyrektora szkoły. W przypadku Beaty Dzierżak, kwestionował istnienie uprawnień do tytułu nauczyciela mianowanego. Kierowaną przez nią placówkę poddał szczególnemu nadzorowi. Miał też kierować pod adresem kobiety pomówienia, które naraziły jej dobre imię.
Beata Dzierżak dochodziła swoich praw w sądzie pracy. W lutym wygrała w pierwszej instancji. Wywalczyła odszkodowanie. Z końcem grudnia wyrok został utrzymany w procesie odwoławczym. Już sąd rejonowy uznał, że zarzuty kierowane wobec Zbigniewa S. są na tyle poważne, że powinien się nimi zająć prokurator. Stąd obecny proces.
Kłopoty Beaty Dzierżak zaczęły się w 2007 roku. Ówczesny wójt Jastkowa zaczął wówczas zwracać szczególną uwagę na szkołę w Płouszowicach. Jeździł, robił zdjęcia i karał, np. za źle jego zdaniem odśnieżone schody. Poważne problemy pojawiły się w roku 2010 r., kiedy Beata Dzierżak wygrała konkurs na kolejną kadencję. Zbigniew S. zwlekał z zawarciem umowy, po czym podpisał ją tylko na rok, chociaż powinien na pięć lat.
Sam Zbigniew S. kwestionował również kompetencje dyrektor. Twierdził, że nie może sprawować swojego stanowiska, bo nie ma uprawnień. Za Beatą Dzierżak opowiedzieli się rodzice uczniów, nauczyciele, związkowcy, radni gminy i oświatowa "Solidarność”. Sprawa trafiła do kuratorium i MEN. Resort jednoznacznie orzekł, że Dzierżak jako może kierować szkołą. Po 2010 r. wójt organizowało kolejne konkursy na dyrektora szkoły. Beata Dzierżak wygrywała, a konkursy unieważniano. Po latach walki, kobieta wróciła na swoje stanowisko. Zbigniew S. nie przyznaje się do winy. Grozi mu do 5 lat więzienia.