Gdy przed kościół zajechał kondukt żałobny z ciałem Marcina, zawyło ponad sto motorów. Tak wczoraj w Chodlu żegnano motocyklistę zastrzelonego w czwartek
przez policjanta.
- Jesteśmy tu z solidarności - mówi Paweł, właściciel kawassaki. - Każdy chce jeździć na motorze, ale nikt nie chce, żeby do niego strzelali.
Po godzinie 17 przed kościół zajechał kondukt. Rozległ się ryk silników. Ktoś zaczął nawet strzelać ze ślepaków. Po mszy motocykliści ruszyli na cmentarz przed żałobnikami.
Na ulicach Chodla nie było ani jednego umundurowanego policjanta. Porządku pilnowali strażacy. Policję na pogrzebie reprezentował tylko kapelan lubelskiej komendy wojewódzkiej. Oficjalnej delegacji nie było, żeby nie sprowokować zamieszek.
- Być może znalazłby się ktoś, kto wykorzystując naszą obecność, chciały zakłócić przebieg pogrzebu - mówi Janusz Wójtowicz, rzecznik KWP w Lublinie. - Nastroje wobec policji są nieprzychylne.
Marcin Kopeć zginął w czwartek. Nie zatrzymał się na blokadzie policyjnej postawionej, by schwytać sprawców rabunku. Po otrzymaniu śmiertelnego postrzału, wpadł na rowerzystkę.
Policjant, który strzelał tylko raz wystąpił publicznie. W TVN powiedział, że pierwszy strzał oddał, gdy motocyklista się do niego zbliżał, usiłując go rozjechać. Strzelał w powietrze, a potem w koła. Ostatni raz wystrzelił, gdy motocyklista już go wyminął i wchodził w zakręt.
Rowerzystka Bogumiła A.nadal przebywa w szpitalu w Lublinie. Ma uszkodzoną czaszkę. Jej stan się poprawia. Wczoraj z trudem rozmawiała z nami przez telefon komórkowy. - Może czuję się trochę lepiej, ale nadal doskwiera mi ból głowy - mówiła kobieta. Z wypadku nic nie pamięta. - Byłam w Chodlu po zaświadczenie z gminy. Wracając, przystanęłam przy sklepie. Stałam na chodniku przy rowerze. Nagle ciemność, widocznie straciłam przytomność. Przebudziłam się dopiero w szpitalu - opowiada.
Pani Bogumiła nikogo nie obwinia o tragedię. Przede wszystkim martwi się o trójkę dzieci. - Bardzo to wszystko przeżywają, szczególnie córeczka - mówi ranna.
Policja chce pomóc rowerzystce. - Jeśli będzie potrzeba, zwrócimy jej koszty rehabilitacji i leczenia - mówi Wójtowicz.