Izabela Piskorska podarowała powodzianom ubrania i żywność. Była wstrząśnięta, gdy parę dni później przekazaną odzież znalazła w ciuchlandzie. – Nie handlujemy darami – zapewnia Caritas.
– Ubrania były czyste, w dobrym stanie, wyjęte z szafy – opowiada Piskorska. – Kilka dni później weszłam do zaprzyjaźnionego ciuchlandu, gdzie czasem coś kupuję. Ku mojemu zdziwieniu zobaczyłam swoją bluzkę. W pierwszej chwili pomyślałam, że to przypadek, ale po chwili dostrzegłam kolejne moje ubrania. Zrobiło mi się strasznie przykro, bo chciałam pomóc, a ktoś na tym zarobił.
Kobieta zadzwoniła do Caritasu i poprosiła o wyjaśnienia.
– Usłyszałam, że dary są segregowane, bo niektóre ubrania do niczego się nie nadają, a powodzianie najbardziej potrzebują pieniędzy. Poczułam niesmak – mówi pani Izabela. I dodaje, że następnym razem dary zawiezie do potrzebujących, bez pośrednictwa żadnych instytucji.
W Caritasie zapewniają, że nie handlują żadnymi darami. – Do Wilkowa czy Zagłoby zawieźliśmy tony ubrań. W pierwszym okresie nie było nad tym żadnej kontroli. Każdy mógł brać, co chciał i ile chciał – podkreśla ks. Wiesław Kosicki, dyrektor Caritas Archidiecezji Lubelskiej. – Nie możemy wykluczyć, że ktoś z zewnątrz sobie coś wybrał i wykorzystał do swoich celów, np. handlowych. Mieliśmy takie sygnały, że niektórzy na targu sprzedawali konserwy z darów.
Później, gdy istniało zagrożenie epidemiologiczne, powodzianom nie można było przekazywać używanych ubrań, a jedynie nowe.
– Uprzedzaliśmy darczyńców, że używana odzież zostanie wykorzystana dla potrzebujących, którzy przychodzą po pomoc do naszej siedziby. Te osoby po wybraniu rzeczy dla siebie, składały symboliczną ofiarę do puszki dla powodzian – wyjaśnia ks. Kosicki. Dodaje, że niektóre ofiarowane rzeczy były tak zniszczone, że zostały przeznaczone do utylizacji.
Powodzianom nadal potrzebna jest pomoc. – Ale odzieży używanej mamy już za dużo. Teraz potrzebujemy materiałów budowlanych, mebli – mówi Ewelina Ambryszewska, mieszkanka Janowca, której powódź zalała dom. Kobieta z dwójką dzieci nadal nie może w nim zamieszkać. Budynek ma mokre mury.
W Janowcu dary są przechowywane w zamkniętym budynku i wydawane tylko pod kontrolą. – Ale wszędzie zdarzają się przypadki, że ktoś weźmie np. środki czystości, a potem je sprzeda za parę złotych – mówi Ambryszewska.