Prokuratura zarzuca wieloletniemu szefowi inspekcji weterynaryjnej w Parczewie wzięcie 280 tys. zł łapówki.
Parczewska prokuratura prowadzi śledztwo w tej sprawie od maja. To wtedy zgłosił się do niej Witold H., przedsiębiorca z Warszawy. Mężczyzn stwierdził, że ma już dość poczynań miejscowego powiatowego inspektora weterynaryjnego.
Biznesmen ze stolicy kierował w Polsce włoską firma, zajmującą się skupem bydła. Po podtuczeniu eksportowała zwierzęta do Włoch. Swą bazę miała w Gródku Szlacheckim, gdzie bydło czekało na wyjazd za granicę. Zwierzęta nie mogły być wywiezione bez świadectwa zdrowia wystawionego przez odpowiedniego lekarza weterynarii. W powiecie parczewskim zajmował się tym Roman B. Warszawski biznesmen powiedział na przesłuchaniu, że urzędnik postawił sprawę jasno. Oczekuje po sto dolarów za umożliwienie wyeksportowania każdego transportu bydła. W ten sposób pieniądze zaczęły płynąć do jego kieszeni szerokim strumieniem.
- Witold H. wyliczył, że od 1991 roku do 2004 roku weterynarz przyjął około 280 tys. zł łapówek - poinformował wczoraj Andrzej Lepieszko, zastępca prokuratora okręgowego w Lublinie.
W 2004 roku Roman B. został przez swego zwierzchnika odsunięty od wydawania świadectw zdrowia. Doszło do tego po skardze, którą złożyła na niego włoska firma. Ale na tym się skończyło. Roman B., dalej pełnił swą funkcję, i - jak twierdzi Witold H. - bardzo utrudniał życie jego przedsiębiorstwu. To w końcu skłoniło biznesmena do zawiadomienia prokuratury.
Powiatowy lekarz weterynarii został zatrzymany w ubiegły piątek. Prokuratura postawiła mu zarzut przyjęcia 280 tys. zł łapówek. Mężczyzna nie przyznał się do winy. Twierdził, że pobierał tylko legalne opłaty. Parczewski sąd zdecydował, że weterynarz będzie mógł wyjść na wolność, jeśli wpłaci 150 tys. poręczenia majątkowego. Rodzina urzędnika przelała pieniądze na sądowe konto jeszcze tego samego dnia.
Prokuratorzy zapowiadają, że będą sprawdzać czy Roman B. w podobny sposób nie zachowywał się wobec innych firm, którym wystawiał świadectwa zdrowia.
- Wyjaśnimy też, dlaczego lubelski wojewódzki lekarz weterynarii w 2004 roku nie zawiadomił nas o doniesieniu na swego podwładnego, a jedynie odsunął go od wystawiania świadectw - zapowiada prokurator Lepieszko.