Możemy parkować, gdzie się nam podoba i jeździć pod prąd,
a w razie otrzymania mandatu spokojnie odwołać się do sądu grodzkiego. I wygrać sprawę. Marzenie kierowcy? Nie, to realia osiedlowych ulic.
- Wszystkie znaki, które tam postawiono, są nielegalne - nie ma wątpliwości wiceburmistrz Dariusz Kowalski. - Najgorsze jest to, że dotyczy to także dróg pożarowych i postawionych tam zakazów.
W ubiegłym roku miasto zleciło sporządzenie organizacji ruchu na wszystkich swoich ulicach. Stare mapy w związku z rozbudową ich sieci straciły ważność. Kosztowało to 30 tys. zł. Wprowadzenie planu w życie, czyli namalowanie znaków na jezdni i wymiana znaków pionowych, kosztować będzie ok. 150 tys. zł. W tym roku w budżecie gminy jest na to jedna trzecia tej kwoty.
Rok wcześniej, jesienią 2004 roku, przedstawiciele dwóch łęczyńskich spółdzielni mieszkaniowych spotkali się w tej sprawie z policjantami, urzędnikami Zarządu Dróg Powiatowych i magistratu. Drugi raz rozmawiali wiosną 2005 roku. Problem braku dokumentu regulującego organizację ruchu na drogach osiedlowych miał zostać rozwiązany. Ale skończyło się tylko na wizji lokalnej.
- Dla nas to ogromne utrudnienie - nie kryje komisarz Mariusz Siegieda, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji w Łęcznej. - Jeżeli sąd uzna, że ukarany mandatem kierowca nie respektował znaku postawionego na dziko - karę może uchylić.
- Dostrzegam ten problem - mówi Krzysztof Sugier, prezes Spółdzielni Mieszkaniowej "Wspólnota”. - Policja może zostać wezwana, ale nie może wyciągnąć konsekwencji. Trzeba znów zrobić wizję lokalną i będzie wiadomo, gdzie jaki znak postawić.