Pobili nas i zniszczyli nam samochód. Policja tylko pouczyła bandytów – oskarżają Adam i Łukasz z Lublina. Do dramatycznych scen doszło w nocy z soboty na niedzielę na giełdzie samochodowej w Elizówce.
Łukasz i Adam wrócili do auta, bo pojawiło się ok. 10 napastników. – Wtedy wybili szybę i wyciągnęli mnie na zewnątrz. Tłukli moją głową o rozbite szkło, potem zaczęli mnie okładać. Kilku ruszyło za Adamem – opowiada Łukasz. Napastnicy zniszczyli stacyjkę, z wozu zniknęło też 1100 zł.
– Ktoś krzyknął, że zaraz przyjedzie policja, więc uciekli do swoich samochodów – dodaje Adam. – My ich znamy. Od kilku lat tu handlują. Są spod Wrocławia. Za każdym razem urządzają libacje i burdy.
Jak twierdzą poszkodowani, policjanci pojawili się na miejscu pół godziny po zgłoszeniu napadu. – Powiedzieliśmy im, że wiemy kto nas pobił – mówi Adam. – Nawet nie zanotowali naszych zeznań. Powiedzieli, że nie mogą bezpodstawnie budzić ludzi i odjechali.
Mężczyźni zostali sami z unieruchomionym samochodem. Poprosili o pomoc dwóch starszych panów z ochrony, ale ci stwierdzili, że nie mogą nic zrobić.
Po dłuższej chwili napastnicy zaczęli szykować się do kolejnego napadu. Raz jeszcze wezwano policję. – Pokazaliśmy im trzech sprawców, a oni ich wylegitymowali, spisali i pouczyli – mówi Łukasz. – I dali im spokój. Tamci śmiali nam się w twarz. Grozili, że nas zatłuką.
Dzięki pomocy rodziny, Adamowi i Łukaszowi udało się wrócić do domu. W niedzielę złożyli w komisariacie policji doniesienie o przestępstwie. – Dlaczego nie zatrzymano tych bandytów chwilę po napadzie? – pyta Adam.
Zdaniem policji interwencja przebiegała prawidłowo. – Nie ma problemu, bo funkcjonariusze spisali dane wszystkich uczestników zdarzenia – mówi st. sierż. Anna Smarzak z lubelskiej policji. – Nie mogliśmy nikogo zatrzymać, bo poszkodowani nie byli do końca pewni, kto ich napadł. Badamy tę sprawę.
– Bzdura. Dwóch rozpoznałem na 100 proc. – ripostuje Łukasz. – Jak mógłbym nie pamiętać człowieka, który przed chwilą próbował mnie zatłuc?
Niedzielną giełdę w Elizówce prowadzi Polski Związek Motorowy. Pobiera opłaty i zatrudnia ochronę. – Ale jak dwóch ochroniarzy miało powstrzymać rozjuszoną bandę – mówi Jan Kycia z PZMot. – Wezwali patrol, ale policja zachowała się biernie. Do takich scen dochodzi rzadko, np. ostatnio ktoś wyskoczył na naszego pracownika z siekierą. Może trzeba pomyśleć o lepszej ochronie?