Na flagach przed wejściem do lubelskiej kopalni zawisły wczoraj czarne szarfy. Odwołano górniczą biesiadę. Zamiast niej będzie msza za tragicznie zmarłych kolegów z kopalni na Śląsku. Z samego rana górnicy z Bogdanki wysłali list do załogi "Halemby”: Jesteśmy z wami pogrążeni w bólu i żalu.
- To, co się stało w "Halembie”, to tragedia, niewyobrażalna tragedia - mówi Bogusław Szmuc, przewodniczący Związku Zawodowego Górników w Bogdance. - Sporo czasu upłynie, zanim będziemy mogli normalnie pracować, bez paraliżującej myśli, że zawód górnika zawsze i wszędzie jest niebezpieczny.
Po wybuchu cała Bogdanka pogrążyła się w żałobie. Górnicy nie rozmawiali ze sobą wiele. Każdy w myślach przeżywał tragedię, która zebrała śmiertelne żniwo. - To jest taki moment, kiedy każdy zaczyna zastanawiać się nad sensem tej pracy - tłumaczy Szmuc. - Nie rozmawiamy o tym z rodziną, ze sobą też niewiele. Po prostu się modlimy.
W naszej kopalni zagrożeniem może być wybuch pyłu węglowego, obwały skał, woda. - Ale można je minimalizować i robimy to - zapewnia Taras.
Do tego dochodzą niebezpieczeństwa związane z pracą człowieka pod ziemią. - Nieostrożność, nieuwaga, brak czujności mogą prowadzić do poważnych wypadków. Tu wszystko zależy od górnika, który zawsze musi pamiętać, że w tej pracy nie ma miejsca na rutynę, ani na chwilę słabości - tłumaczy Józef Przybysz, zakładowy społeczny inspektor pracy w Bogdance.