- Znam Grzegorza Kurczuka długo i wydaje mi się, że poniosły go emocje. Pojawiają się czasem w prasie krzywdzące artykuły. Myślę, że tak po prostu wkurzył się.
• Czyli nie zrobił nic złego?
- Nie, bo nie sądzę, żeby to była elegancka forma. Ale powiedział co myśli. Może zbyt emocjonalnie? Może gdyby policzył do dziesięciu, nie zrobiłby tego? Ale nie trzeba z tego robić ogólnopolskiej afery.
• Takie groźby, pani zdaniem, nie zasługują na szerokie upublicznienie?
- Nie wydaje mi się, że te groźby spełnił. Po prostu zareagował, jak mógł.
• Jeśli uważał, że piszemy nieprawdę, mógł przysłać sprostowanie. Nie zrobił tego...
- Gdyby u nas inaczej działał wymiar sprawiedliwości, a sądy reagowałyby na pozwy przeciw gazetom szybciej, to i polityk reagowałby inaczej. A tak może tylko walnąć pięścią w stół i powiedzieć "kurczę”. Tylko to nic nie da. Pewnie dlatego Kurczuk zdecydował się na taki krok.
• To usprawiedliwia groźby?
- Grzesiek ma taki sposób bycia. On nawet potrafi powiedzieć kobiecie, którą lubi, że jest brzydko uczesana, albo ma brzydkie nogi.
• Czyli to normalne?
- Ja nie mówię, że zrobił dobrze, ale każdy polityk jest człowiekiem. Chociaż człowiekowi na jego stanowisku nie powinno się coś takiego przydarzyć.