W ubiegły poniedziałek w artykule „Smoleńsk podzielił także szkoły” napisaliśmy, że lubelskie szkoły już rezerwują dla uczniów bilety na film „Smoleńsk”. Jednak nie wszyscy dyrektorzy i rodzice są przekonani, że takie klasowe wyjścia powinny być organizowane.
Napisaliśmy również, że po oficjalnej premierze filmu minister edukacji Anna Zalewska powiedziała, że film powinni zobaczyć uczniowie, bo może być on traktowany również jako obraz „edukacyjny, biograficzny, dokumentalny”. Podkreśliła jednak, że MEN nie da „Smoleńskowi” oficjalnej rekomendacji.
Oznacza to, że decyzja o tym, czy uczniowie pójdą do kin właśnie na ten obraz podejmą poszczególni nauczyciele i dyrektorzy szkół. W artykule zamieściliśmy również opinie dyrektorów szkół i rodziców.
W naszej internetowej sondzie na dziennikwschodni.pl zdecydowana większość głosujących (81 proc.) jest zdania, że szkoły nie powinny organizować wyjść na film „Smoleńsk”.
Na nasz tekst zareagowała pani Jolanta Brzustowska z Lublina, której list do redakcji w tej sprawie publikujemy poniżej.
* * *
Szanowni Państwo,
Po czterech latach ponownie Dziennik Wschodni niemal całą szpaltę gazety poświęca kwestii katastrofy w Smoleńsku w kontekście zainteresowania szkół lubelskich tą tematyką.
W kwietniu 2012 roku wzburzenie wywołała książka „Zamach w Smoleńsku”, którą śmiał przeczytać i o zgrozo polecić kolegom uczeń jednej ze szkół podstawowych. Tym razem obiektem medialnej nagonki stał się film „Smoleńsk”, którego większość oburzonych jeszcze nie widziała, a już protestuje przeciwko rzekomemu przymuszaniu uczniów do uczestnictwa w seansach, mimo że Ministerstwo Edukacji Narodowej nie rekomenduje tego obrazu jako obowiązkowego dla szkół, zostawiając decyzję nauczycielom i dyrekcji placówek oświatowych.
Larum podnoszą rodzice, i – jak mniemam – szczególnie ci, którzy na co dzień interesują się w stopniu nikłym zainteresowaniami swoich pociech, ale na hasło „Smoleńsk” stają się raptem recenzentami utworu artystycznego, którego nie obejrzeli, jednakże już wiedzą, że jest zmanipulowaną PiS-owska propagandą, mającą na celu deprawację dzieci, młodzieży i innych dziewiczych umysłów. Dopuszczalne jest bowiem czerpanie wiedzy z głupawych seriali telewizyjnych, pism brukowych i medialnych debat mających wspólny tytuł „Śniadanie w rzeźni” lub „Jatka polityczna:, w których celebryci partyjno-polityczni bredzą o ważnych dla kraju wydarzeniach, nie mając o nich pojęcia, jak chociażby w sprawie katastrofy w Smoleńsku.
Dla mnie, obywatelki Polski, zupełnie niezrozumiałe jest to, iż część rodaków, w tym dziennikarze i inni ludzie posiadający papiery na rozum, czyli różnorakie dyplomy i certyfikaty, nie przyjmują do wiadomości, że sprawa katastrofy w Smoleńsku do chwili obecnej nie jest ostatecznie wyjaśniona i niestety zaniechania konkretnych organów państwa są tego przyczyną. Nie można się więc dziwić ludziom, a przede wszystkim rodzinom ofiar tragedii, że domagają się rzetelnego śledztwa, tak jak nikt nie zżyma się na determinację np. państwa Olewników, z jaką przez tyle lat szukają wyjaśnienia tragedii, jaka dotknęła ich rodzinę. Nie wspomnę o wielu innych przypadkach śmierci bądź zaginięcia osób będących tematem reportaży i śledztw dziennikarskich, które mimo zakończenia postępowań nie są zdaniem rodziny wiarygodnie wyjaśnione.
A czyż nie znamy przykładów, iż po wielu latach pobytu za kratami wychodzi na wolność człowiek niesłusznie skazany za morderstwo, bo pojawiły się okoliczności, których uprzednio nie dostrzegły organy ścigania i sąd. Czyż zatem prawa do wątpliwości nie mogą mieć bliscy ofiar tragedii w Smoleńsku? Zamiast więc wybrzydzać i dostawać alergii na słowo Smoleńsk, należałoby zrozumieć tych ludzi bez względu na barwy partyjne, które reprezentują i jeśli nie włączyć się w proces dochodzenia do prawdy choćby przez wsparcie duchowe, to przynajmniej nie przeszkadzać im w tym dążeniu i nie wyszydzać ich cierpienia. Tragedia w Smoleńsku nie powinna dzielić, a połączyć wszystkich Polaków w żądaniu jej wyjaśnienia, bo pozostawienie sprawy śmierci 96 znanych osób w takim stanie jak obecnie oznacza dla nas, zwykłych obywateli, że tak właśnie ofiary innych wypadków i tragicznych zdarzeń mogą być traktowane przez organy ścigania i wymiar sprawiedliwości, a pokrzywdzonym rodzinom pozostanie użalanie się w mediach, z którego nic nie wynika poza chwilą wzruszenia dla przypadkowego odbiorcy informacji.
Wracając zaś do wrażliwości rodziców uruchomionej wizją wysłania ich dzieci na film „Smoleńsk”, pozwolę sobie przypomnieć, że tego typu obawy i troska nie pojawiły się, gdy w prasie lokalnej rekomendowano działo p. „Enterorestes”, powstałe w oparciu o makabryczny mord w Rakowiskach popełniony przez nastolatków na rodzicach jednego z nich. Spektakl był proponowany dla młodzieży szkolnej, i jak donosił prasa, na terenie Lubelszczyzny były już jakoby placówki edukacyjne chętne do otwarcia się na tego typu dzieło, jak rozumiem bardzo pouczające i niezbędne do prawidłowego funkcjonowania młodzieży, szczególnie w kwestii rozwiązywania problemów rodzinnych.
Jako uzupełnienie tego typu propozycji Dziennik Wschodni daje czytelnikom próbkę twórczości skazanej w tej sprawie morderczyni w postaci wiersza, którego powinny nauczyć się dzieci, zamiast oglądania niszczącego dla ich psychiki filmu pt. „Smoleńsk”. Ponadto wiersz jest niezwykle ważny, bo pokazuje, iż aby zdobywać nagrody literackie nie trzeba znać zasad poprawnej pisowni. Nie ma bowiem znaczenia, czy piszemy „ściągną”, jak jest w tym wybitnym utworze, czy też powinno być „ściągnął”. Zresztą Bóg jeden wie i jurorzy konkursu, co autorka miała na myśli.
Jolanta Brzustowska, Lublin
* * *
A Wy co o tym sądzicie? Czekamy na Wasze komentarze