Być może już w przyszłym tygodniu nieuleczalnie chory maluch opuści szpital w Poniatowej i trafi do nowych rodziców do Bielska-Białej.
Przypomnijmy. Jaś urodził się w kwietniu w lubelskim szpitalu na Lubartowskiej. Wczoraj skończył 5 miesięcy. Obecnie przebywa w szpitalu w Poniatowej. Żaden inny szpital nie zgodził się go przyjąć. Nie chciały go również domy dziecka, bo Jasio cierpi na ciężką, nieuleczalną chorobę genetyczną mukowiscydozę. Miał braciszka, który miał ciężką postać tej samej choroby i zmarł. Matka zostawiła ich tuż po narodzinach. Chłopczyk codziennie musi przyjmować leki, co kilka godzin musi mieć robioną inhalację i odciągany śluz. Inaczej mógłby się udusić. Dlatego niełatwo było znaleźć dla niego wyszkoloną rodzinę zastępczą. Ale w końcu zgłosiło się małżeństwo z Bielska-Białej.
Jaś nadal przebywa w szpitalu pod czułą opieką pielęgniarek. Wspiera go także wolontariuszka z DSK, która zaopiekowała się nim tuż po narodzinach. Co tydzień wozi mu dary, które napływają m.in. od naszych Czytelników.
- Jaś jest w dobrej formie, rośnie, rozwija się pięknie - mówi Ryszarda Bartnik. - Ciągle napływają do mnie paczki dla niego z całego świata: ubranka, pieluchy, środki kosmetyczne i mleko. Brak mi słów, aby wyrazić moją wdzięczność ludziom wielkiego serca.