To najbardziej modny element tej kampanii wyborczej. Na listach kandydatów na radnych musi być jak najwięcej pań. Im więcej tym lepiej.
PSL dzwoni do bokserki…
Ludowcy nie tracą okazji i na każdej konferencji prasowej przypominają dziennikarzom, jak bardzo cenią kobiety. W Lublinie na ich 10 kandydatów do Sejmiku, osiem to kobiety. – Nie ma co gadać o parytetach, tylko proponować paniom kandydowanie. Dotychczas bez powodzenia szturmowaliśmy Lublin, dlatego zdecydowaliśmy się na staropolskie przysłowie "gdzie diabeł nie może tam babę pośle” – mówi Krzysztof Hetman, szef PSL na Lubelszczyźnie. Działacze wzięli telefony do rąk i dzwonili.
Tak było z Karoliną Michalczuk, wielokrotna medalistka mistrzostw świata w boksie, która powalczy tym razem o miejsce w Sejmiku. – Wicemarszałek Arkadiusz Bratkowski zadzwonił do Andrzeja Stachury, właściciela klubu w którym trenuję i zapytał, czy wystartuję – opowiada Karolina Michalczuk. – Troszkę się zastanawiałam. Sport jest moją pasją, a priorytetem udział w olimpiadzie w 2012 roku. Jednak na ile będzie można, chcę też poudzielać się społecznie.
I do miss
Dlaczego bokserka chce wejść w politykę? – Jak patrzę na tą dzisiejszą młodzież to jest dramat. Widzi pan, co się dzieje na świecie. Nie można ich oderwać od komputerów, albo demolują przystanki – tłumaczy Michalczuk.
Gwiazdą listy może być Paulina Trzcińska, 19-letnia studentka i Miss Studentek Lublina. Do niej zadzwonił Andrzej Bieńko, szef PSL w Lublinie. – Zgodziłam się, to była spontaniczna decyzja. W moim życiu ciągle coś się dzieje, wygrałam wybory miss, teraz spróbuję w tych wyborach. Mam 19-lat i próbuję różnych rzeczy – mówi Paulina Trzcińska, która w Sejmiku chce się zajmować problemami studentów (np. wprowadzić zniżki dla studentów do teatrów czy zadbać o miejsca pracy). Przyznaje, że gdyby dostała propozycję od innych partii to też by je rozważała.
W innych okręgach poza Lublinem na listach PSL do Sejmiku zdecydowanie dominują mężczyźni.
PiS woli działaczki
PiS nie wystawia miss, ale np. osiedlowe działaczki. O mandat radnej powalczy Małgorzata Suchanowska, która od lat walczy o interesy mieszkańców osiedla Rudnik. Protestowała przeciwko budowie bloków zbyt blisko istniejących już budynków. Na marginesie, to dzięki mieszkańcom Rudnika wyszła na jaw afera z dwiema wersjami planu zagospodarowania przestrzennego obowiązującego w ich dzielnicy.
– Ja nie wchodzę do polityki, jak będę przedstawiała w Radzie Miasta sprawy mieszkańców – deklaruje z zapałem Małgorzata Suchanowska. Tłumaczy, że urzędnicy nie słuchają mieszkańców. – Po roku proszenia i zebraniu tysiąca podpisów, puścili autobus przez naszą dzielnicę, ale nie skonsultowali z nami trasy. Możemy pojechać z jednego krańca miasta na drugie, omijając centrum. Dostałam wielką pomoc od radnych PiS, mamy zbliżone przekonania i dlatego postanowiłam startować z ich listy. Kocham mój Rudnik i od środka będę mogła zrobić dla niego więcej.
– Na 62 kandydatów ponad 30 proc. to kobiety. A w okręgu Czechów jest sześć pań wśród dwunastu startujących kandydatów – wylicza Piotr Kowalczyk, przewodniczący PiS w Lublinie.
W Platformie interweniuje Tusk
Platforma zdecydowała na ostatnim zjeździe partii, że na listach wyborczych nie może być mniej niż 30 procent kobiet. Tak też jest na listach do rady miasta w Lublinie.
Jednak w lubelskiej PO trzeba było specjalnych zabiegów, żeby wyeksponować kobiety na listach wyborczych. Donald Tusk i zarząd krajowy partii pozmieniał w ubiegłym tygodni listy kandydatów PO m. in. do rady miasta w Lublinie. W partii plotkuje się, że to czyszczenie partii z ludzi Janusza Palikota. Tak czy siak, niespodziewanie na pierwszym miejscu w jednej z dzielnic znalazła się Marta Wcisło, właścicielka sieci sklepów. Zajęła miejsce Pawła Bryłowskiego politycznego weterana, byłego prezydenta miasta.
– Zabiegałam o to, bo to bardzo dobra kandydatka, a u nas jest mało pań na listach. Skoro mają być w polityce to trzeba im pomóc – tłumaczyła nam poseł Magdalena Gąsior – Marek.
Teraz kobiety są "lokomotywami” list Platformy w dwóch z sześciu okręgów wyborczych w Lublinie.
Parytet w Sojuszu
Pod koniec ubiegłego roku pisaliśmy o budzącym wątpliwości awansie Anny Lewandowskiej, córki Stasiak. Córka znanej lubelskiej działaczki została wtedy dyrektorem sanatorium związku w Nałęczowie. Dotychczasowa dyrektor po 11 latach została "służbowo” przeniesiona do Ciechocinka. Nabór na stanowisko przeprowadzono bez organizowania w takich sytuacjach konkursu.
Po co partii kobieta?
– Patrząc optymistycznie: partie przebudziły się i umieszczają panie na listach wyborczych. Pesymistycznie: robią to, bo jest nacisk społeczny - tłumaczy Sebastian Łuczak z Agencji Public Relations Łuczak PR. – Ważne żeby kobiety skorzystały z tej okazji i pokazały, że to była dobra decyzja szefów partii. Wtedy przed następnymi wyborami będzie ich jeszcze więcej na listach. Nie mogą dać się sprowadzić do roli kwiatka. Kierownictwa partii mogą myśleć, że warto mieć na liście kogoś miłego i znanego. Rolę polityków obsadzą facetami, ale żeby było fajniej to biorą na listy kobiety. Panie powinny się postarać i pokazać, że tworzą w polityce wartość i wtedy nie będą potrzebne sztuczne rozwiązania jak parytety wyborcze.