Nie zapalimy w restauracjach, pubach i w szpitalach. A także na przystankach autobusowych i w urzędach. Sejmowa komisja skończyła prace nad ustawą antynikotynową.
Największe emocje planowane zmiany budzą wśród restauratorów i ich klientów. – Palacze będą niezadowoleni, a osoby niepalące odetchną z ulgą – mówi Wojciech Meryk ze Sport Pub w Lublinie, gdzie teraz nie ma zakazu palenia i nawet nie ma sal dla niepalących.
– Jak to odbije się na zyskach właścicieli lokali, trudno powiedzieć. Ja w każdym razie jestem za wprowadzeniem zakazu – dodaje.
– Tak restrykcyjny zakaz będzie ograniczeniem wolności palaczy. Brak sal dla palących np. w pubach i pociągach uważam za dyskryminację. Jeśli państwo tak bardzo dba o zdrowie obywateli, proponuję, aby wprowadziło podobny zakaz picia alkoholu – mówi Michał, student polonistyki KUL, który pali od 7 lat.
I dodaje, że jeśli nie będzie mógł zapalić w barze, przy piwie, będzie namawiał znajomych na spotkania w domu.
– Już widzę, jak policjanci jadą na sygnale, by ukarać palącego w niedozwolonym miejscu – ironizuje pan Piotr, który uważa, że powstają martwe przepisy i podaje przykład: Zakaz palenia jest w szpitalu przy Kraśnickiej w Lublinie, a na klatce schodowej szaro od dymu.
– W budynku KUL się nie pali, a do toalety na drugim czy trzecim piętrze nie da się wejść, bo tyle dymu. I, oczywiście, wszędzie są naklejki "zakaz palenia”. To samo jest w toaletach w hipermarketach – dodaje Krystyna Wolińska z Lublina, która uważa, że tak będzie wszędzie, gdzie pojawią się zakazy.
– Za moich czasów tak się paliło w ogólniaku. Albo na placyku za kościołem albo w WC – wspomina absolwentka III LO.
Ustawodawca chce, by kara dla palacza przyłapanego na gorącym uczynku wynosiła 500 zł. Czy jest się czego bać?
W tej chwili strażnik miejski lub policjant może ukarać każdego palącego w miejscu niedozwolonym mandatem od 50 do 100 zł. – Każdy przyłapany na gorącym uczynku dostaje mandat – mówi Arkadiusz Arciszewski z lubelskiej policji.
Propozycjami komisji teraz zajmie się Sejm, a później Senat. Ustawa wejdzie w życie najprawdopodobniej jeszcze przed wakacjami. Autorzy ustawy uważają, że zakazy przynoszą skutek.
W rok po wprowadzeniu zakazu palenie rzuciło pół miliona Włochów i 10 proc. Irlandczyków. Parlamentarzyści liczą, że podobnie będzie i u nas. Teraz w Polsce jest 10–11 mln palaczy.
Życie bez dymu
– U nas jest sala dla niepalących. Klienci chwalą ten pomysł – mówi Jacek Abramowski, właściciel restauracji Sielsko-Anielsko w Lublinie, która podobnie jak 60 innych lokali bierze udział w kampanii "Lokal bez papierosa”.
– Powstała z myślą o ochronie biernych palaczy – mówi organizator kampanii Magda Petryniak. I dodaje: Zakaz palenia w miejscach publicznych wprowadziło już 12 państw Unii Europejskiej.
– W pubach i dyskotekach się nie pali, ale jak ktoś nie może się powstrzymać, to może wyjść przed lokal – potwierdza Agnieszka, która mieszka i pracuje w Dublinie w Irlandii. – Przed niektórymi lokalami stoją ogrzewacze. Wychodzącym na dymka nie jest wtedy zimno.
Złe wdechy
Bierne palenie tytoniu, ETS (ang. environmental tobacco smoke) zwane inaczej dymem tytoniowym środowiskowym występuje, gdy dym z wyrobu tytoniowego używanego przez jedną osobę oraz dym przez nią wydychany zostaje wdychany przez innych.
Ocenia się, że z powodu biernego palenia rocznie umiera w Polsce 1000 osób, natomiast w Stanach Zjednoczonych 53000.
Bierne palenie tytoniu powoduje te same problemy, jak palenie bezpośrednie, włączając raka płuc, choroby układu krążenia oraz schorzenia płuc. Dla osób niepalących mieszkających z partnerami, którzy palą w domu, ryzyko zachorowania na raka wzrasta o 20–30 proc., natomiast dla osób narażonych na dym tytoniowy w miejscu pracy wzrost ryzyka wynosi 16–19 proc.