Uczniowie Zespołu Szkół w Chodlu zdawali do następnych klas, mimo że miesiącami nie chodzili na zajęcia. Zamiast siedzieć na lekcjach, wyjeżdżali do pracy za granicę.
Jak ustalili kontrolerzy lubelskiego kuratorium, ucznia nie było na 78 proc. godzin lekcyjnych. Mimo to zdał. W arkuszu ocen, który nauczyciele wypełniają na koniec semestru, wszystkie noty są pozytywne. Dokument podpisała jego wychowawczyni.
Kontrolerzy wykryli też mnóstwo innych "kwiatków”. Nie było uchwał rady pedagogicznej zatwierdzających wyniki klasyfikacji z kolejnych trzech lat. Szkoła nie prowadziła też arkuszy ocen wszystkich uczniów zapisanych w dziennikach lekcyjnych. A w tych, które były, brakowało części przedmiotów i ocen z zachowania.
Nieoficjalnie mówi się, że słuchacze Szkoły Policealnej dla Dorosłych - zamiast siedzieć na lekcjach -wyjeżdżali do pracy za granicę. Nie było ich po kilka miesięcy. – To nieprawda – mówi Janusz Kobiałka, dyrektor ZS w Chodlu. – Jeśli uczeń opuści więcej niż 50 proc. godzin, szkoła zawsze organizuje mu egzaminy klasyfikacyjne.
Tak miało być m.in. w przypadku opisanego wyżej Mariusza. – Zdał je i mógł być promowany na następny semestr – przekonuje dyrektor.
Ale w papierach, które przeanalizowali kontrolerzy, o egzaminach nie ma ani słowa. – W trakcie kontroli nie miałem tych dokumentów – wyjaśnia dyrektor. – Były w domu jednego z nauczycieli, który wziął je w celu uzupełnienia podpisów i przetrzymywał bez mojej wiedzy.
Kuratorium skierowało sprawę do prokuratury. Ale śledczy odmówili wszczęcia postępowania. – Protokoły z egzaminów odnalazły się w domu jednego z nauczycieli, który przebył udar mózgu, miał kłopoty z pamięcią. Nie pamiętał, że je miał – tłumaczy Marzena Maciąg, prokurator rejonowy w Opolu Lubelskim.
Kuratora to nie przekonuje. – Gdy w szkole byli wizytatorzy, dyrektor nie wspominał o tych dokumentach – mówi Krzysztof Babisz. – Mówimy o dokumentach klasyfikacyjnych, poważnych aktach prawnych. One nie mogą być w domu u nauczyciela. Muszą być w szkole – dodaje.
Kuratorium wystąpimy do prokuratury o kserokopię akt sprawy. – Wtedy zastanowimy się, co dalej zrobić z tą sprawą – mówi Babisz.