Mariusz Deckert jest ofiarą, a nie przestępcą – można wyczytać z uzasadnienia decyzji umarzającej sprawę najgłośniejszej korupcyjnej historii w lubelskim Ratuszu. Bliski współpracownik prezydenta był oskarżony o propozycję łapówkarską.
Dotarliśmy do uzasadnienia decyzji o umorzeniu. Zdaniem sędzi Barbary Bończoszek-Wołoszun, słowa Deckerta zostały „opacznie zrozumiane jako propozycja korupcji”. – Arkadiusz Robaczewski mówił o kłopotach finansowych swojej fundacji. Mariusz Deckert żartobliwie napomknął, że pieniądze na ich pokrycie mogłaby podarować jedynie jakaś duża firma, jak np. Echo Investment (firma chce budować hipermarket na górkach – red.) – czytamy w uzasadnieniu.
Zdaniem sędzi, jedynym dowodem obciążającym Deckerta były zeznania Robaczewskiego, który sam nie był pewien sensu wypowiedzi swojego rozmówcy.
Spora część sądowego dokumentu poświęcona jest otoczce politycznej całej sprawy. – Nie bez znaczenia jest fakt zbliżających się wyborów – napisała sędzia Wołoszun. Obaj rozmówcy są związani z rywalizującymi ze sobą partiami (Robaczewski – LPR, Deckert – PiS) i zdaniem sędzi cała historia mogła wziąć się z politycznej walki o wpływy.
Decyzja o umorzeniu jest nieprawomocna. Lubelska prokuratura może się od niej odwołać. Czy to zrobi, okaże się w najbliższych dniach.