Policjantom, ani strażnikom miejskim nie przeszkadzają nawet plakaty, które ograniczają kierowcom widoczność. Na zdjęcie tych przy przejściu dla pieszych przy ul. Radości czekaliśmy trzy dni. I nie doczekaliśmy się.
Wówczas policja twierdziła, że nie ma takich zgłoszeń. Postanowiliśmy sprawdzić, czy funkcjonariusze zareagują, jeśli je dostaną.
W piątek pojechaliśmy na ul. Radości. Przejście dla pieszych między Aldikiem a Szkołą Podstawową nr 28 wskazali nam nasi Czytelnicy. Stojące po obu stronach jezdni płotki są całkowicie oklejone reklamami kandydatów. Kierowcy podjeżdżający do pasów nie widzą, czy ktoś zbliża się do zebry od strony szkoły.
Dzwonimy pod alarmowy numer 112.
Gdy tłumaczymy dyżurnemu policji w czym problem, funkcjonariusz przełącza rozmowę do Straży Miejskiej. Ale połączenie się zrywa. Ponownie dzwonimy pod 112. Tym razem odbiera inny policjant. Pytamy, czy ktoś usunie te plakaty.
– Czy usunie to nie wiem, bo nie wiem, jak to wygląda z ordynacją wyborczą – odpowiada dyżurny. Wyjaśniamy, że policja ma obowiązek usuwać plakaty stwarzające zagrożenie. – Przekażę tę informację do Straży Miejskiej – obiecuje policjant i odkłada słuchawkę.
Dodzwaniamy się do Straży Miejskiej.
– To już zostało zgłoszone do komitetów wyborczych. Jeden już nawet był i trochę plakatów wziął.
A czy wy je usuniecie?
– Nie, to komitet będzie usuwać.
Wczoraj jeszcze raz pojechaliśmy na ul. Radości. Plakaty wisiały nadal. Zapytaliśmy o to rzecznika lubelskiej policji.
– W tym czasie policjanci obsługiwali kolizję i nie było wolnego patrolu, który mógłby się zająć tą sprawą– tłumaczy Renata Laszczka-Rusek z KWP. – Dlatego, by nadać sprawie bieg, zgłoszenie zostało przekazane Straży Miejskiej.
Dlaczego strażnicy miejscy też nie zareagowali? Tego nie udało nam się wczoraj dowiedzieć. Rzecznik Robert Gogola obiecał odpowiedzieć na nasze pytania dziś. Do sprawy wrócimy.