Kaziemirz Dolny. Siostry zakonne nie zamierzają się poddać
Zakonnicom od niedawna pomaga dwóch mężczyzn, którzy zachowują się jak ochroniarze. Przekonali się o tym reporterzy telewizji TVN24 którzy filmowali klasztor i zostali bardzo stanowczo poproszeni o opuszczenie zbocza znajdującego się ponad posiadłością sióstr. - Rychu sprawdź czy mają wyłączoną kamerę - zwracała się siostra do jednego z mężczyzn.
Ci sami ubrani w dresy i ogoleni na łyso mężczyźni w niedzielę nad ranem odprowadzili jedną z sióstr na dworzec autobusowy w Kazimierzu. Stamtąd odjechała busem w kierunku Puław i Warszawy. Nie wiadomo jednak czy opuściła zakon na stałe.
Siostry cały czas rejestrują pracę dziennikarzy, którzy pojawiają się w okolicy klasztoru. Z okien błyskają flesze aparatu fotograficznego. Są także odwiedzane przez osoby z zewnątrz, najprawdopodobniej członków rodzin. W sobotę po południu do klasztoru przyjechał samochód, z którego wysiadła kobieta z kilkunastoletnim chłopcem.
W jaki sposób Kościół poradzi sobie ze zbuntowanymi siostrami? O eksmisji na razie się nie mówi. - Decyzję w tej sprawie może podjąć jedynie Watykan albo władze zakonu - ucina ks. Mieczysław Puzewicz, rzecznik metropolity lubelskiego.
Konflikt za klasztornym murem Zgromadzenia Sióstr Rodziny Betańskiej trwa od sierpnia ubiegłego roku. Wtedy z decyzją Watykanu, który odwołał przełożoną zakonu siostrę Jadwigę Ligocką, nie zgodziła się ona sama i część jej stronniczek. Nowa przełożona s. Barbara Rodak nie została wpuszczona do klasztoru. Od tamtego czasu Kościół próbuje różnymi sposobami wpłynąć na siostry. Metropolita lubelski abp. Józef Życiński zakazał księżom odprawiania mszy w klasztorze bez jego zgody.