Lubelskie sądy może zalać fala pozwów od lekarzy, którzy uważają, że pracują za dużo.
Szubartowski wyliczył, że od wejścia Polski do Unii do opuszczenia szpitala przepracował tam 1300 godzin więcej, niż przewiduje unijny limit. Mało tego. Dostał - podobnie jak inni - za małą zapłatę. - Chcę 6,5 tysiąca złotych dopłaty - mówi. - I jeszcze 180 dni wolnego. Ponieważ nie pracuję już w szpitalu, dni wolne zamieniam na ekwiwalent urlopowy w wysokości 18 tys. zł.
Doktora zainspirowała precedensowa sprawa Czesława Misia, pediatry z Nowego Sącza. Domagał się on w sądzie urlopu za dyżury. Sąd w Krakowie, stosując się do unijnej dyrektywy zabraniającej pracy ponad 48 godzin tygodniowo, wydał orzeczenie po myśli lekarza.
W Polsce lekarze pracują 40 godzin na tydzień oraz mają 8 dyżurów w miesiącu. A to 50-70 godzin tygodniowo. Walka idzie także o zapłatę za dyżury. Dostają o około 15 zł mniej za godzinę, ponieważ dyżury nie są wliczone do czasu pracy i nie są traktowane jak godziny nadliczbowe.
Pozwy do sądu składają lekarze z całego kraju. Ale idą dalej. Uważają, że krakowski wyrok otwiera drogę także dla roszczeń finansowych. - Będzie lawina pozwów lekarzy domagających się, by ich dyżury wynagradzać jak pracę w godzinach nadliczbowych - uważa Krzysztof Bukiel, przewodniczący Zarządu Krajowego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy.
O podobnym kroku myślą byli koledzy dr. Szubartowskiego ze szpitali w Opolu Lubelskim oraz Poniatowej. Od związków zawodowych dostali już wzory pozwów. - Gdyby zażądali dni wolnych, szpital trzeba by zamknąć. Gdyby chcieli odszkodowań, byłby to jeszcze większy problem - komentuje Karol Stpiczyński, dyrektor obydwu szpitali.
W Bychawie i Lublinie jeszcze się zastanawiają. - Na razie nie podejmujemy żadnych działań jako związek, ale każdy lekarz decyduje indywidualnie - mówi Ewa Pidek, wiceprzewodnicząca ZZL w Bychawie.
Dr Leszek Buk, przewodniczący ZZL w szpitalu klinicznym nr 4 w Lublinie, organizował na ten temat zebranie. - Związek zadeklarował pomoc w przebrnięciu przez przepisy - mówi. - Część osób się zastanawia.
Jeden z lekarzy lubelskiego szpitala mówi, że u niego lekarze poszli na dżentelmeńską umowę z dyrekcją. - Odstąpiliśmy od pozwów w zamian za podwyżkę wynagrodzeń, która jest mniejszym obciążeniem dla szpitala niż odszkodowanie.