Spółdzielnia mieszkaniowa w Lubartowie podwoiła czynsz największemu ośrodkowi kultury w mieście. Placówka podwyżki nie przyjęła, a to oznacza, że musi się wynieść. Tylko, że nie ma gdzie.
Dobre stosunki skończyły się wraz ze zmianą władzy w lubartowskiej spółdzielni. Ustępujący zarząd wpędził spółdzielnię w długi i został usunięty za przekręty finansowe. Prezesem został Jacek Tomasiak, w przeszłości przeciwnik burmistrza. Zaczął podnosić czynsze najemcom spółdzielczych lokali. Czynsz LOK podniósł ponaddwukrotnie – do 12 zł za mkw. miesięcznie.
Prezes Jacek Tomasiak uważa, że spółdzielnia i tak wykazała się dobrą wolą, bo nie podwyższyła czynszu do stawek, które płacą inni. – To i tak 60 procent mniej od tego, co spółdzielnia mogłaby uzyskać, wynajmując lokal po cenach rynkowych – tłumaczy prezes Tomasiak. – Już mam chętnych na te pomieszczenia. A LOK też prowadzi działalność komercyjną, bo wynajmuje sale na wesela.
Lubartowski Ośrodek Kultury odpowiedział, że takich stawek płacić nie będzie. A to jest równoznaczne z tym, że będzie musiał się wyprowadzić po półrocznym okresie wypowiedzenia. LOK powinien się wynieść w październiku. – Moglibyśmy przystać na 10 proc podwyżki, ale nie aż tyle – denerwuje się Tadeusz Trąbka, wiceburmistrz Lubartowa.
Urzędnicy myślą więc o nowym lokum dla LOK. Najpierw przymierzali się do rozbudowy budynku biblioteki przy ul. Lubelskiej, ale okazało się, że nie ma tam tyle miejsca, ile potrzeba. Będą więc szukać placu pod budowę nowego gmachu, który może być gotowy najwcześniej za trzy lata.
Na razie obie strony konfliktu twierdzą, że zdania nie zmienią. Dyrektor LOK i prezes spółdzielni opublikowali ostre oświadczenia, w których wzajemnie się atakują. Obwiniają się o doprowadzenie do konfliktu. – Myślę, że przyjdzie w końcu czas, że prezes i burmistrz zasiądą w tej sprawie do rozmów i się jakoś porozumieją – ma nadzieję dyrektor Banucha.