Wczoraj rachmistrzowie rozpoczęli zdawanie spisanych formularzy. Najciekawsza historia przydarzyła się atrakcyjnej rachmistrzyni, której dobrze sytuowany kawaler zaprezentował w ramach spisu cały dobytek, z naciskiem na komfortowo urządzoną sypialnię.
Pozytywną opinię potwierdza Barbara Daniluk z Wydziału Organizacyjnego UM w Lublinie. – Spis wypadł bardzo dobrze – mówi – Większych kłopotów nie było. W jednym miejscu agresywny mężczyzna musiał być uspokajany przez straż miejską. W tę niedzielę mieliśmy tylko smutny przypadek. Zmarł jeden z naszych rachmistrzów.
Większość z odwiedzanych rodzin w całym regionie była chętna do współpracy. Czasami wynikały drobne nieporozumienia. Żona żądała, by mąż spisywał się u kochanki albo mąż, który zarabia dwa razy mniej niż żona upierał się, że w domu to on jest głową rodziny. Ktoś inny, mimo że pozornie zdrowy psychicznie, twierdził że mieszka na Grenlandii, a mówi po islandzku. Atrakcyjnej rachmistrzyni dobrze sytuowany kawaler zaprezentował w ramach spisu cały dobytek, z naciskiem na komfortowo urządzoną sypialnię. W Lublinie ktoś chciał się umówić z rachmistrzem koniecznie przy wejściu do Ogrodu Saskiego, a w Chełmie – w kwiaciarni.
– Po spisaniu 20 mieszkań nie umiałbym wskazać, gdzie widziałem antyczną komodę, a gdzie nowoczesny obraz – mówi Andrzej J. – Poza tym nie chcę iść do więzienia za złamanie tajemnicy statystycznej.
Największym problemem były gryzące psy. Przypadki takie miały miejsce w Lublinie i Chełmie. W Zamościu pies pogryzł rachmistrzowi teczkę. – Niewielki, ale bojowy kundelek, ugryzł rachmistrza w rękę, poszarpał spodnie – mówi Bogusław Nowak, dyrektor urzędu statystycznego w Chełmie.
Barbara Drapała, gminny komisarz spisowy w Tomaszowie Lubelskim twierdzi, że tylko w pięciu przypadkach ludzie odmówili rachmistrzom współpracy. Ulegli jednak perswazji. Podczas spisu rolnego najczęściej nie przyznawali się do posiadania gospodarstw i działek, twierdząc, że mają same ugory.
Bożena Czyż, (ld), (gut)