Zastępca wójta został skazany nieprawomocnym wyrokiem, a główna księgowa musiała oddać gminie pieniądze. Teraz radny, który mówił o tym podczas sesji, albo przeprosi, albo będzie tłumaczyć się w sądzie
– Na jednej z ostatnich sesji dyskutowaliśmy m.in. o zmianach w budżecie. Przypomniałem, że z naszego budżetu wyparowało 1,6 mln zł. Sprawę badało CBA – opowiada radny. – Przypomniałem też sprawę skarbnik Alfredy K., która jako ławnik wyjeżdżała na posiedzenia sądu do Lublina, choć oficjalnie była w pracy. Zadałem wójtowi pytanie "czy wie, co czynią jego podwładni, czy był to tylko układ?”. Mam do tego prawo, reprezentuję wyborców – podkreśla Edward Szurek.
Jego wypowiedź nie przeszła bez echa. Ostatnio radny Szurek dostał trzy pisma: od wójta, zastępcy i byłej już skarbnik, obecnie na emeryturze. To wezwania do złożenia oficjalnych przeprosin na najbliższej sesji rady, 24 sierpnia. Proponowany tekst oświadczenia zaczyna się od słów "Ja Edward Szurek, radny gminy Puchaczów cofam i odwołuję swoje słowa…”, a kończy się na "przepraszam”.
– W sprawie Mariana S. nie zapadł jeszcze prawomocny wyrok – tłumaczy wójt gminy Puchaczów Adam Grzesiuk (PSL). Jego zdaniem także w sprawie Alfredy K. radny się zagalopował. – Ona nie ukradła żadnych pieniędzy, jak stwierdził na sesji radny. Wątpliwości dotyczą jedynie sposobu rozliczania czasu pracy. Z Alfredą K. doszliśmy do porozumienia i była skarbnik zwróciła gminie część zasądzonych pieniędzy. Ubodło mnie także, że radny sugeruje mi brak kontroli nad publicznymi finansami. To nonsens, bo każdą fakturę w naszej gminie kontroluje pięciu pracowników – podkreśla wójt Puchaczowa.
Radny Szurek nie wie, czy ma przeprosić, czy iść w zaparte. – Moim zdaniem wójt chce mnie złamać, bo od lat jestem w opozycji i nie akceptuję sposobu zarządzania gminnymi finansami – dodaje Szurek.
Tymczasem wójt stawia sprawę na ostrzu noża. – Albo pan radny Szurek znajdzie tyle odwagi cywilnej i przeprosi za swoje słowa, albo idziemy do sądu – zapowiada.