Kontrolerzy Najwyższej Izby Kontroli wykryli, że dwóch byłych szefów szpitala w Biłgoraju skłamało, żeby zdobyć pieniądze z banku.
NIK sprawdziła jak w latach 2005-2007 ratowano przed finansową katastrofą biłgorajski szpital. Wyniki kontroli są złe. Państwo pożyczyło placówce 4,1 mln zł. Pieniądze w pierwszej kolejności miały pójść na zapłacenie składek na ubezpieczenia społeczne i zdrowotne pracowników. Ale nie poszły, choć wymagały tego przepisy. Zobowiązania te uregulowano dopiero w grudniu 2006 r.
Tymczasem dwaj ówcześni dyrektorzy szpitala w grudniu 2005 i lutym 2006 zapewnili Bank Gospodarstwa Krajowego, że szpital nie ma już wspomnianych zobowiązań. Po to, aby otrzymać kolejne transze pożyczki. - Moim celem nie było oszukiwanie nikogo, a działania nie miały złego wpływu na restrukturyzację - zapewnia Stefan Oleszczak, jeden z ówczesnych dyrektorów szpitala, teraz odpowiedzialny w biłgorajskim starostwie powiatowym za pozyskiwanie unijnych pieniędzy.
Najprawdopodobniej NIK powiadomi prokuraturę o poświadczeniem nieprawdy przez dyrektorów.
Kontrolerzy zauważyli jeszcze inne wpadki. Żeby zawrzeć ugodę z wierzycielami, szpital powinien mieć zgodę połowy z nich. Tymczasem to pominął. Kontrolerzy stwierdzili: część pożyczki z budżetu państwa poszło na sfinansowanie ugody restrukturyzacyjnej nie spełniającej ustawowych wymogów. W dodatku sytuacja finansowa szpitala nie poprawiła się. Po 2006 roku szpital miał być na plusie 500 tys. zł, tymczasem strata wyniosła 4 mln zł. (RP)