Były wicedyrektor nie pogodził się z wyrokiem za jazdę po pijanemu. Do sądu wpłynęła właśnie apelacja jego adwokatki.
Apelacja jest bardzo niewielkich rozmiarów. Argumenty, które - zdaniem adwokata - przemawiają za uniewinnieniem Szota zajęły pół strony kartki papieru. O wiele większe jest uzasadnienie wyroku skazującego Szota. Liczy 18 stron.
Przypomnijmy, że Szot został przyłapany na jeździe po pijanemu, przed południem 30 marca. Jeden z kierowców zauważył jadącego wężykiem VW passata. Szot zatrzymał auto przed blokiem, ale z niego nie wysiadł. Jadący za nim kierowca nie spuszczał go z oczu aż do przyjazdu policji. Funkcjonariusze zastali Szota w aucie. Miał trzy promile alkoholu.
Na procesie Szot twierdził, że jest niewinny. Bronił się, że jechał trzeźwy, a dopiero gdy podjechał przed blok poszedł do sklepu po butelkę wódki. Wypił ją na śmietniku, bo jak tłumaczył, żona nie pozwala mu pić w domu. Potem wrócił do samochodu. Wówczas nadjechała policja.
Takim tłumaczeniem Szot sądu nie przekonał. Dostał półtora roku pozbawienia wolności w zawieszeniu i czteroletni zakaz prowadzenia samochodów.
Adwokat Szota w apelacji jeszcze raz podkreśla, że jej klient jechał trzeźwy. - Wyrok jest niesłuszny, bo dowody nie dają podstaw do jednoznacznego przypisania winy oskarżonemu - podkreśla w apelacji mecenas Jadwiga Sokołowska. Swoje stanowisko uzasadnia jednak bardzo ogólnie. Podaje, że 30 marca rano świadkowie widzieli Szota trzeźwego.
Apelacja trafi teraz do Sądu Okręgowego w Lublinie, który wyznaczy termin rozprawy odwoławczej.
Szot jest dziś emerytem. Kilka dni po wpadce na jeździe po pijanemu został odwołany ze stanowiska zastępcy dyrektora WORD.