Mieszkańcy wsi Sieprawice w gminie Jastków, przez którą przebiega odcinek budowanej drogi ekspresowej z Lublina do Warszawy, tracą już cierpliwość. Drogowcy już po raz trzeci zafundowali im awarię wodociągu. Ostatni raz w sobotę. Sytuację musieli ratować strażacy.
Mieszkańcom wsi wręcz imponuje tempo robót na ich odcinku krajowej "siedemnastki”. Nie godzą się jednak, aby działo się to ich kosztem.
– Najgorsze jest to, że po kolejnych awariach drogowcy nabierali wody w usta – dodaje Paweł Chromcewicz, mieszkaniec Sieprawic. – A przecież mogli nas informować o awariach i ich skutkach chociażby na tablicy ogłoszeń czy przez samochodowe megafony. Tymczasem w kryzysowych sytuacjach niczego nie można się było od nich dowiedzieć.
Ostatni raz mieszkańcy zorientowali się, że w kranach nie ma wody w sobotę około południa. Jak na złość, właśnie tego dnia zużywają tej wody najwięcej. Tymczasem z kurków pociekło dopiero 24 godziny później. Do tej pory wodę po wsi rozwozili zmobilizowani przez wójta strażacy.
Podwładni wójta ustalili, że sprawcą awarii była firma zaangażowana przez Budimex do przełożenia sieci telefonicznej.
– Nie dopuszczam myśli, że ktoś mógł doprowadzić do awarii celowo – mówi Krzysztof Nalewajko, rzecznik prasowy lubelskiego oddziału Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. – Problem w tym, że nie zawsze to, co zostało naniesione na mapy, jest zgodne z tym, co znajduje się pod ziemią. Dlatego też przy takich inwestycjach, jak w Sieprawicach, tego rodzaju sytuacje mogą się zdarzać. Oczywiście, wyjaśnimy, kto w tym przypadku zawinił oraz zadbamy, aby wykonawcy robót liczyli się z interesem mieszkańców.
Rzecznik skontaktował się z jednym z dyrektorów Budimeksu, który stwierdził, że nikt nie sygnalizował mu problemu związanego z awarią. Kiedy w końcu się o tym dowiedział, wysłał do Sieprawic fachowca, aby ten na miejscu rozpoznał sytuację. Także pod tym kątem, aby ważna dla Lubelszczyzny inwestycja była w jak najmniejszym stopniu uciążliwa dla mieszkańców takich miejscowości, jak Sieprawice.