Przestępca, który chce do puławskiego sądu wnieść pistolet czy nóż, może to zrobić bez problemu. Wprawdzie bramka do wykrywania metalu jest sprawna, ale ochroniarz w ogóle nie reaguje na jej sygnał dźwiękowy.
Kilka minut później ochroniarz wychodzi przed budynek sądu, żeby... zapalić papierosa. W tym czasie do środka wchodzi kilkanaście kolejnych osób. Nikt oczywiście nie sprawdza, czy nie mają ze sobą niebezpiecznych przedmiotów. Następnie ochroniarz wraca do budynku, ale znika w jednym z pokoi. Po kilku minutach pytamy w pobliskim okienku, gdzie podział się mężczyzna. Zawiadomiony ochroniarz dopiero wtedy wyłania się z pokoju.
Przykładem jak niebezpiecznie może być w sądzie, jest sytuacja, jaka wydarzyła się w Radzyniu Podlaskim. Kilka lat temu mężczyzna zaatakował sędziego nożem. A w Puławach każdego dnia odbywa się po kilka spraw karnych. Sądzeni są także groźni przestępcy. Dlaczego zatem puławski sąd jest tak słabo chroniony?
Prezes sądu był zaskoczony całą sprawą. - Natychmiast podejmiemy rozmowę dyscyplinującą z ochroniarzem. Nie może być tak, że do naszego sądu można wnieść, co tylko się chce - mówi Marek Stochmalski, prezes Sądu Rejonowego w Puławach.
W lubelskich sądach, zamiast ochroniarzy z prywatnych firm, bezpieczeństwa pilnuje policja sądowa. - Nasi funkcjonariusze rekwirują m.in. nożyczki, noże, scyzoryki, a nawet broń palną. Każdej osobie jest ona odbierana, nawet jeśli ma pozwolenie - mówi Witold Laskowski z zespołu prasowego lubelskiej policji.
- Moim marzeniem jest posiadanie w swoim sądzie policjantów. Ale to nie zależy ode mnie, lecz od liczby etatów policyjnych, które zostaną rozdysponowane. W tej chwili ich nie ma - mówi Marek Stochmalski.