Czy wskazanie Jarosława Stawiarskiego jako kandydata na nowego marszałka to porażka szefa PiS w Lubelskim? W partii trwa dyskusja o tym, czyje wpływy na obsadę nowego zarządu województwa lubelskiego okazały się silniejsze w Warszawie
– Prezesowi się nie odmawia – powiedział nam Stawiarski na początku października, gdy pytaliśmy go o to, czy po ewentualnej wygranej PiS w wyborach do lubelskiego sejmiku zostanie marszałkiem.
W kuluarach pojawiła się wtedy informacja, że to właśnie obecny wiceminister sportu i turystyki z Kraśnika może stanąć na czele zarządu województwa. W ostatni czwartek jego kandydatura została zatwierdzona przez władze partii, co przyjęto jednak z pewnym zaskoczeniem. Stawiarski w ostatnich dniach był co prawda wymieniany wśród potencjalnych pretendentów, ale większe szanse wydawali się mieć inni wiceministrowie: rodziny, pracy i polityki społecznej Krzysztof Michałkiewicz oraz inwestycji i rozwoju Artur Soboń.
Niektórzy z działaczy PiS mówią wręcz o porażce będącego szefem partyjnych struktur w okręgu lubelskim Michałkiewicza. – Był mocno zainteresowany objęciem funkcji marszałka. Trudno powiedzieć, dlaczego to nie on został wybrany. Być może zdecydowało to, że Stawiarski ma większe doświadczenie w pracy w samorządzie. Ale mogło być i tak, że z perspektywy Warszawy uznano, że to Krzysztof jest współwinny porażki w wyborach prezydenckich w Lublinie i to było powodem takiej decyzji – zastanawia się jeden z naszych rozmówców z PiS.
Z kolei od osoby z kręgów zbliżonych do wiceministra rodziny słyszymy, że trudno nazywać go przegranym, bo jako członek Komitetu Politycznego poparł kandydaturę Stawiarskiego. Sam Krzysztof Michałkiewicz tych spekulacji komentować nie chce.
– W ścisłym kierownictwie partii zdecydowaliśmy, żeby wyzwanie powierzyć Jarosławowi Stawiarskiemu. Jestem przekonany, że zdoła on zdobyć zaufanie radnych województwa i sprawdzi się w roli marszałka – ucina.
Politycy PiS są natomiast zgodni co do przegranej posła Sławomira Zawiślaka. Prezes partii w okręgu chełmsko-zamojskim nie umieścił w pięcioosobowym zarządzie województwa żadnego swojego człowieka, co udało się wicemarszałek Sejmu Beacie Mazurek z Chełma, która wskazała kandydaturę Zdzisława Szweda. – Wygląda na to, że Zawiślak stracił swoje wpływy w Warszawie – twierdzi nasz informator. Z parlamentarzystą z Zamościa nie udało nam się skontaktować.
W nominacji dla Dariusza Stefaniuka nie przeszkodziła natomiast jego niedawna przegrana w walce o stanowisko prezydenta Białej Podlaskiej. O tym, że młody polityk może znaleźć się we władzach województwa, zaczęto mówić tuż po drugiej turze wyborów, w której nie uzyskał reelekcji. Nie jest tajemnicą, że rekomendacja dla niego to zasługa senatora Grzegorza Biereckiego.
Obsada dwóch ostatnich miejsc w zarządzie to efekt współpracy PiS z ugrupowaniami koalicyjnymi. Zbigniew Wojciechowski związany jest z Porozumieniem Jarosława Gowina, a Bogna Bender-Motyka z Solidarną Polską Zbigniewa Ziobry.
Zakres obowiązków poszczególnych członków zarządu nie jest jeszcze znany. – Poczekajmy z tym do środy. Po wyborze przez radnych zajmiemy się podziałem kompetencji – mówi nam Zbigniew Wojciechowski. Nieoficjalnie mówi się, że miałby być odpowiedzialny m.in. za służbę zdrowia i sprawy społeczne. Bogna Bender-Motyka wymieniania jest jako kandydatka do objęcia spraw związanych z kulturą i promocją. W kuluarowych rozmowach słyszymy, że sport pod swoim nadzorem zechce zatrzymać marszałek Stawiarski.
Głosowanie nad wyborem nowego zarządu województwa lubelskiego już w środę.
Mandat jak „gorący kartofel”
Pewne jest, że po środowych wyborach zarządu województwa będziemy mieli nowego posła. Ale w kuluarach słyszymy, że mandat zwolniony przez Stawiarskiego wcale nie musi być przedmiotem wielkiego pożądania. – To może być taki gorący kartofel przerzucany z rąk do rąk. Wbrew pozorom możliwość dostania się do Sejmu na niecały rok wcale nie jest taka kusząca – twierdzi nasz informator.
Pierwszy w kolejce jest Sławomir Skwarek, dotychczasowy wójt gminy Adamów i radny sejmiku nowej kadencji. – Decyzji jeszcze nie podjąłem, ale szanse oceniam 50 na 50. Muszę to skonsultować z rodziną i lokalnymi władzami partii. Uważam, że jestem potrzebny w sejmiku, z drugiej strony wcześniej w pełni świadomie chciałem zostać posłem. Inną sprawą jest to, że gdybym zdecydował się na Sejm, za rok czekałaby mnie kolejna kampania, już czwarta w ciągu ostatnich pięciu lat – mówi nam Skwarek.
Jeśli postawi na samorząd, miejsce w parlamencie przypadnie Grzegorzowi Muszyńskiemu, członkowi zarządu Banku Gospodarstwa Krajowego Nieruchomości. Ale jego rezygnacja z intratnej posady w państwowej spółce na rzecz poselskiego mandatu jest mało prawdopodobna. Kolejni na liście do zajęcia miejsca po Stawiarskim są dwaj obecni radni sejmiku: Marek Wojciechowski i Zdzisław Podkański.