21-letni Piotr Zajdowski oskarża policjantów o wywiezienie do lasu i brutalne pobicie. Wczoraj sprawa trafiła do lubelskiej prokuratury.
Wtedy - według jego relacji - pojawili się policjanci. - Wsadzili mnie do radiowozu i chcieli wylegitymować - opowiada. Ale nie podał swoich danych. - We wrześniu spowodowałem wypadek samochodowy. Za jazdę pod wpływem alkoholu dostałem wyrok dwóch lat w zawieszeniu. Bałem się zwiększenia kary.
Zajdowski twierdzi, że policjanci wywieźli go do lasu. - Zakuli ręce w kajdanki. A potem zaczęli bić pałką. Krzyczałem, że mam dość. Bili jeszcze bardziej. W końcu zemdlałem. Ocucili mnie uderzeniem w krocze. Wtedy podałem dane. Ale fałszywe. Żeby mi tylko dali spokój.
- Ale wszystko to działo się na miejscu. O żadnym wywiezieniu do lasu nie ma mowy - dodaje dowódca zabezpieczenia porządku w okolicach festynu Grzegorz Śledź, komendant policji w pobliskim Trzebieszowie.
Według policjantów, inna jest też przyczyna wylegitymowania chłopaka. - On uderzył kogoś butelką w głowę - mówi Biernacki. - Zauważyli to pracownicy firmy ochroniarskiej, którzy pilnowali porządku na festynie i którzy nam go przekazali.
- To niemożliwe. Gdyby do doszło do takiego zajścia, na pewno bym o tym wiedział - odpowiada Juliusz Dębowski, szef łukowskiego oddziału agencji ochrony Skorpion. O uderzeniu butelką nie słyszał też organizator imprezy, Piotr Zdanowski.
Sprawę bada prokuratura. - W poniedziałek przesłuchaliśmy poszkodowanego - mówi Mariusz Brojek, prokurator rejonowy w Łukowie. - Wczoraj przesłaliśmy wszystkie akta Prokuraturze Okręgowej w Lublinie. Ta zdecyduje, która jednostka będzie dalej prowadziła postępowanie.
Oddzielne dochodzenie zlecił komendant wojewódzki w Lublinie. - Jeżeli potwierdzą się oskarżenia, to wobec policjantów będą wyciągnięte surowe konsekwencje - mówi rzecznik lubelskiej policji Janusz Wójtowicz.