Dzisiaj przeciętnie co trzeci mężczyzna jest przy narodzinach swojego potomka. A zdarza się, że rodzącej asystuje także teściowa, dodając otuchy i świeżo upieczonemu tatusiowi, i synowej.
Doktor Bożena Wawrzycka, ordynator położnictwa w tym szpitalu, żartuje że z mężczyznami przy porodach to tylko kłopot. - Często robi im się słabo. Po prostu padają na ziemię. A wynieść chłopa, który waży sto kilo i mierzy 190 centymetrów nie jest łatwo.
Dr Wawrzycka dorzuca ciekawostkę: - W porodach rodzinnych oprócz męża rodzącej uczestniczy nierzadko jej teściowa. Ale powiem pani, że z teściowymi jeszcze większy problem niż z mężami. Tylko mącą wodę.
Na porody rodzinne częściej decydują się pary, które chodzą do szkół rodzenia znajdujących się przy szpitalach. Janusz Goldiszewicz, ordynator oddziału ginekologiczno-położniczego w Lubartowie, gdzie rocznie rodzi się 700 dzieci mówi, że mają około 30 proc. porodów rodzinnych. - A w czasie porodu kobieta ma do dyspozycji różnej wielkości piłki, na których może się kłaść, siadać, przykucać.
- Z roku na rok porodów rodzinnych jest więcej - potwierdza dr Mirosław Ścibor, p.o. ordynator oddziału położniczego w Hrubieszowie. - Poza tym odchodzimy od rutyny, od pozycji leżącej, która do rodzenia jest najgorsza. Coraz bardziej popularna staje się kuczna. Rezygnujemy również z golenia i nacinania krocza oraz lewatywy przed porodem. Wszystko ma się toczyć naturalnie.
Narodowy Fundusz Zdrowia płaci szpitalom 1100 zł do 1800 zł za poród. Lekarze podkreślają, że pacjentki mają wszystko za darmo, a oni nie spełniają za pieniądze żadnych życzeń. Cesarka jest tylko ze wskazań medycznych, a poród odbiera lekarz dyżurny, a nie wybrany przez kobietę.